Tytuł o dwóch twarzach.
Opuszczona flaga kojarzy się przede wszystkim z żałoba narodową. Całkiem możliwe, że kibice naszej euro-drużyny odczuwali żałobę po meczu z Czechami. Sama też zakwiliłam w głębi duszy. Bo najpiękniejszy wcale nie był gol Błaszczykowskiego w drugim meczu, tylko wspólnota biało-czerwonych na trybunach, w strefach kibiców, w pubach, na ogródkach, przed telewizorami. Piękne jest to, że wszyscy sie jednoczyliśmy w danym momencie i byliśmy prawdziwie jednym organizmem. Nawet piłkarskich sceptyków zmieniała biało- czerwona farba na twarzy, flaga na ramionach, okrzyk. Ktoś powie, że patriotyzm na pokaz, że sztuczny. Nie nam oceniać jaki kto ma patriotyzm. byliśmy jednością, pełną radości i każdy czuł się z tym dobrze. I sądzę, że to nic głupiego gdy smutek czy łza pojawi się na twarzy, wszak piłka to wielkie emocje! Dlatego jeśli ktoś zapłakał nad losem naszej drużyny to na pewno opuścił flagę do połowy.
Opuszczona flaga podobna jest też do samotnej chorągwi na polu bitewnym. Coraz mniej widzę biało-czerwonych barw na zewnątrz! Dlaczego ?! Przecież EURO nadal jest polskie (o Ukrainie nie trzeba chyba wspominać, prawda?)! Jesteśmy gospodarzami, Europejczycy przyjeżdżają do nas z wizytą i co widzą…? Widzą jak się wstydzimy własnego podwórka. Nie wyszliśmy z grupy- to co? Zagrali jak mogli, a teraz zagrają inni- tutaj. Nie pozostawiajmy bieli i czerwieni samych. To nadal Polska, nadal gramy. Na naszym- polskim podwórku. I bądźmy z tego dumni. Flaga na maszt!