Category: Kobieta


Tak długo się tu nie pojawiałam, że mam aż wyrzuty sumienia. Choćbym sobie to tłumaczyła najlepiej jak potrafię, to winę za to ponosi totalny brak organizacji czasu wolnego. Przepada on gdzieś pomiędzy snem, jedzeniem a przeglądaniem niewzmagającego Kwejka.pl.

Książki:

POKALANIE – PIOTR CZERWIŃSKI

Minęło grubo ponad ćwierć wieku, a ja żyję w okruchach czasu na wielkiej szufli. Zamiatam na nią coraz wiecej szkła i paprochów, śmieci, biletów, barowych rachunków, wydruków z bankomatu, opakowań po kondomach i papierków do żucia. (…) Tacy jak ja są na indeksie. Nie noszą lajfstajlowych ciuchów, więc cerberzy w modnych klubach nie chcą ich wpuścić. Tacy jak ja mają szafy z ubraniami sprzed dziesięciu lat; wkrótce będą one szafami z ubraniami liczącymi lat dwadzieścia.(…)Mamy do wyboru: kapcie i telewizor albo ostateczną degrengoladę. W świecie, w którym eros zastąpił etos, a money zastąpiło honey, nie ma już dla nas miejsca

Piotr Czerwiński tworzy autobiografię niepokorną. Jest ostra, pełna ciętego, czasem sztucznego języka. Pełna kolorów. Z krwi i kości. Nie cacka się z przyzwoitością, delikatnością. Kocha niewłaściwe kobiety, pije bez umiaru, zarabia jako dziennikarz i szarpie się z przeszłością. Wspomina fascynację niepopularnymi wówczas Stones’ami, kolejki po arbuzy w osiedlowym sklepie, studia filozofii, obalanie taniego sikacza w miejscach publicznych. Pisze o Warszawie, której już nie ma. O innym Jarocinie.

Pełno tu dwuznaczności, temperamentu, niewybrednego słowa, dosadnego dowcipu i tej siermiężności lat 70-90. „Pokalanie” Czerwińskiego się połyka jak gorzką pigułkę. Jednak wśród goryczy znajdziemy drobinki cukru. 

Miała wszystko czego dusza zapragnie. Z wyjątkiem duszy.

SUPER SMUTNA I PRAWDZIWA HISTORIA MIŁOSNA – GARY SHTEYGART

Od radu mówię, że dopiero zaczęłam, ale już teraz mogę powiedzieć, że jestem zachwycona światem przedstawionym. Główny bohater to wyalienowany 40-latek sprzedającym życie wieczne. Żyje w świecie otaczającym kultem młodość, urodę i sukces. Jeśli nie masz tych trzech wyznaczników, jesteś zerem.

To nowa nowa wersja Romea i Julii, adekwatna do naszych czasów. Co wyniknie z tego wszystkiego? Przyjemne dreszcze na plecach mówią, że będzie się działo. 🙂 Więcej powiem następnym razem.

zaglądnij tutaj

Radio:

Wszystko ma swój koniec. Zakończyła się zatem moja praca w newsroomie Radia Sygnały. Nie było to do pogodzenia z resztą obowiązków. Trochę mi tego brakuje, ale już znalazłam sobie nowe miejsce do pracy newsroomowej. Ale o tym za chwilę. Szczęści mi jednak dopisuje bo dostałam czas antenowy i co środę mogę pogadać sobie do słuchaczy, ba! Wejść w niesamowitą interakcję z nimi. Wystartowałam z audycją Masz Wiadomość, która jest dla mnie ogromnym wyzwaniem.

Przez cały tydzień można wysyłać na adres: rsmagdakurowska@gmail.com wszystko co chcecie by pojawiło się na antenie. Pozdrowienia, anegdoty, śmieszne/miłe lub też nie historie, wspomnienia, przeprosiny, zaproszenia, wyznania, wszystkie żale i troski, porady itp. Zauważyłam, że ma to moc terapeutyczną. Można wyrzucić z siebie „gnijące” odczucia, całkowicie anonimowo (jeśli się chce) i poczuć lepiej. Albo komuś sprawić przyjemność swoja wiadomością. To takie nadzwyczajne. 🙂
Muszę się przyznać  że przy pierwszej audycji ręce i głos drżały mi, jakbym po raz pierwszy była za stołem. Poczułam się jak taki podlotek, jak wtedy, gdy trzy lata temu  Szymon Wolf po raz pierwszy wpuścił mnie na antenę. To było przerażająco-ekscytujące. Chyba czegoś takiego mi brakowało od dawna. Ten niepokojąco-przyjemny dreszcz. Dla mnie magia. Mam nadzieję, że słuchacze byli również zadowoleni. No i oczywiście czekam na Wasze wiadomości. Odwagi moi drodzy! 🙂

każda środa

godzina 22.00

słuchacie na www.radiosygnaly.pl

piszecie na rsmagdakurowska@gmail.com

Telewizja

Taaak, pracuję w studenckiej telewizji. Nadarzyła się taka okazja, by spróbować swoich sił w tym medium. Co prawda zajmuję się tam głównie sprawami organizacyjnymi, bo taka też jest dola zastępcy redaktora naczelnego, ale to fajna praca. Ogromnie korzystam z doświadczenia wyniesionego z Forum Studenckiego Ruchu Naukowego (któremu nadal przewodniczę 😉 ). Na szczęście mam także pole do popisu przy newsroomie i wykazuję się jako wydawca. Przyznam, że jedynym elementem wspólnym pracy nad serwisem w radiu i telewizji jest po prostu efekt końcowy- serwis. Cała praca wygląda całkowicie inaczej. Dlatego dziś spędziłam około 6 godzin na produkcji, przy czym nie tknęłam nawet montażu. To ogromne wyzwanie, ale mam nadzieję, że wspólnymi siłami się udało. 🙂 Wszyscy się w końcu uczymy. 🙂
Gdybyście chcieli pooglądać efekty pracy moich koleżanek i kolegów, zapraszam gorąco na stronę www.100.uni.opole.pl . Zachęcam równie gorąco do komentowania materiałów! 🙂

 

Mam dla Was kolejne nowiny, ale pozwolę sobie pozwlekać jeszcze chwilę. Słowo daję- warto poczekać. Przyłożę się do wpisu całym sercem! 🙂 Na zachętę dodam tylko: Po co kobiecie sprzęgło? 😉 Miłego weekendu Kochani! 🙂

Treść jest chroniona. Proszę podać hasło:

Szpilkami ją!

Jestem hardcorem- cytując za klasykiem, podsumowałabym Kraków. To chyba mój rekord by przez trzy dni i noce biegać w szpilkach. Gratulowano mi dzielności, a powinno tępić za głupotę. Nie mam pojęcia co mnie pchnęło do tak karkołomnego wyczynu: brać nowe buty i szpilki na zmianę? To woła o pomstę do nieba. Pytanie mąci myśli: Co mi wpadło do głowy?? Czy to z próżności, czy ku uciesze chłopaka czy może podciągnięcia niedoskonałości (każdy zna właściwości wysokich obcasów), a może to z miłości do butów?

Wyruszyłam na internetowe poszukiwania. Cytuję za Dla kogo się ubieramy? Ola Salwa / ELLE

Izabela Kielczyk: „Gdy ubieramy się z myślą o innych kobietach, możemy mieć różne motywacje. Od przyjaciółek oczekujemy pochwał i zachwytu, od koleżanek z biura raczej podziwu, a nawet lekkiej zazdrości. To zdrowe, w końcu każdy chce się czasem obejrzeć w oczach innych”. Moja koleżanka Ewelina, dyrektor w wydawnictwie prasowym, dorzuca: „Mężczyźni i tak nie zwracają uwagi na to, co mamy na sobie. A ja do dziś pamiętam wszystkie sylwestrowe kreacje swoich koleżanek”. Zdaniem psychoanalityczki Sarah Stern, współautorki książki „Rozbierz mnie. Psychoanaliza garderoby”, ubieramy się dla innych kobiet już od dzieciństwa. To wyuczone i naturalne. Choć wcale nie takie proste, jak wydawało się do tej pory. „Małe dziewczynki chcą przypominać mamę, czyli kobietę, która podoba się ojcu. (…) Kiedy dorośnie, dalej będzie się starała uzyskać aprobatę innych kobiet”, twierdzi Stern. „Dlatego kobiety uważają, że najpiękniejsza z nich jest ta, która ma najładniejszą sukienkę, jak w bajce”. *

Tekst dowodzi, że stwierdzenie „Ubieram się tak jak lubię, ale mam szpilki bo tak chłopak chce.” wychodzi z używania. Mówi się, że mężczyźni nie zwracają uwagi na nowe nabytki, chyba, że (trzymając się wyświechtanego żartu) jest gejem albo siedzi w modzie (czyli gej). Wnioskuję, że w tym wszystkim i tak jest przewrotność. Jeśli ubieram się dla siebie, bo tak chcę/lubię, to tak czy siak zwracam na siebie uwagę panów swoją pewnością siebie, rozluźnieniem i zadowoleniem bycia „we własnej skórze”…. czyli wszystko to naczynia połączone!

Co do samych szpilek to trafiłam na jeszcze jedną teorię:

I co o tym wszystkim sądzicie?

 

 

* naniosłam zmiany na tekście (pogrubienie czcionki).

Wracam do tematyki erotycznej. Za sprawą dwóch artykułów. Zacznijmy od Newsweeka – „Czego nie wiesz o seksie? 9 mitów o seksie”. Punkt 8 rzuca światło na ciemne zakamarki kobiecej istoty. Pozwolę sobie zacytować:

Mężczyźni lubią oglądać rozebrane dziewczyny, bo ich dominującym zmysłem jest wzrok. Inaczej niż kobiety, u których ważniejszy jest dotyk, zapach i słowa. Takie jest powszechne przekonanie. Ale nie do końca prawdziwe. Kobiety również nie stronią od „gorących momentów”. Nie lubią jednak takiej pornografii, jaką preferują mężczyźni – w której dominuje seks genitalny, z setkami pozycji, najbardziej wymyślnymi technikami współżycia i z maksymalnym uzewnętrznianiem narządów płciowych. Kobiety wolą oglądać rozbudowaną fabułę z elementami pornografii. Wybierają sceny gry miłosnej, w których dominuje zmysłowość i atmosfera czułości.

Taka kobieca pornografia może być bardzo pobudzająca i inspirująca dla obojga partnerów, bo dzięki niej mężczyźni mogą lepiej poznać złożoną seksualność kobiet. Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz ma nadzieję, że jeśli partnerom uda się przejść od ginekologicznej wizji seksu do seksu relacyjnego, pełnego erotycznego nastroju i rozwijającego się pożądania partnerki, uwolnienia jej potencjału erotycznego, to jakość życia seksualnego par może nabrać nowego wymiaru.

(więcej na stronie)

I tu wchodzi kolejny artykuł, tym razem z NTO, który mówi o wzroście zainteresowania specjalnym gatunkiem porno- ukłon w stronę kobiet. Nowy wymiar filmów owija się na dokładniejszym przedstawieniu bohaterów- obserwacja i zapoznawanie się. Całość trwa dłużej, w przyjemnym dla oka otoczeniu, bez cienia kiczowatości i topornego seksu. Aktorki nie są napompowane i sztuczne, wyglądają delikatnie i zmysłowo a mężczyźni nie są już takimi seks-herosami. Dba się o odpowiednie kadrowanie, długie ujęcia i żadnego „ginekologicznego” seksu, o którym mówi prof. Lew- Starowicz. Zaskoczyło mnie to, bo do tej pory stykałam się z porno typu „akcja- wariacja-akcja”, a jeśli ktoś chciał coś bardziej delikatnego, to wybierał sobie lesbijki, które nie zawsze spełniały oczekiwania.

Nie powiem, że się poświęciłam i na potrzeby wpisu musiałam przeprowadzić poszukiwania, bo zrobiłam to z czystej ciekawości i przyjemności. I nie rozczarowałam się! Znalazłam w końcu coś dla siebie i mnie podobnych. Mogę z czystym sumieniem polecić dwie strony: IFeelMyself.com i X-Art.com. Dlaczego? Podoba mi się sposób realizacji każdego filmu, dbałość o estetykę oraz emocje towarzyszące partnerom. O nich najczęściej się zapomina podczas kręcenia scen. A to dla kobiet ogromnie ważna sprawa. Chemia łącząca bohaterów sprawia, że seks nabiera promiennej otoczki. Dzięki temu bardziej się kojarzy z przyjemnością, radością i uczuciem niż tylko fikuśnymi układami dwóch ciał. Jeśli mi nie wierzysz to sprawdź sam/sama. Całkiem inny wymiar filmów pornograficznych. Vivat kobiety!

Z technicznych porad: filmiki z X-art. com bez problemu obejrzysz na Pornhubie. 😉

Polecam dodatkowo lekturę: „Kobiece porno” pióra Magdaleny Grzebałkowskiej,
  „Najlepsze porno dla kobiet

 

 

Przyłóż do Lany

Przyznać muszę, że pierwsze spotkanie z Laną Del Rey nie należało do udanych. Nie wzięło mnie i już. Na moje (nie)szczęście jej głos gdzieś zapodział się w mózgu i na kilkanaście dni błąkał się tam, dopóki go na nowo nie rozpoznałam. Od dwóch-trzech dni słucham jej twórczości. Ma w sobie magnetyzm, każdy zaciągniecie jest jak lina do cumowania. Owija się wokół Ciebie i ciasno przywiązuje. Melodyjność ma coś w sobie z melancholii, która nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z morzem. I jest coś jeszcze. Coś co rozrywa serce jak sztorm rybacką łajbą. A jeśli już Lana zaśpiewa bardziej żywiołowo to przed oczami mam opartą nonszalancko o mikrofon kobietę w długiej sukni, połyskującej jak rybie łuski. Podsumowując: Lana Del Rey jest syreną. Mamy na to wszystko dowody. A co za tym idzie- nie przejdziecie obojętnie obok jej płyty Born to die. Już teraz zarzucam przynętę na Was. Jestem ciekawa ile z Was będzie walczyło tak długo, jak złapany marlin.

 

 

 

 

 

Dzieje się!

Odnośnie poprzedniego wpisu: niezwykle modne ostatnio włamania na strony dotknęły i mnie. Pani Półtorak wykorzystała chwilę dekoncentracji, obluzowania obwodów mózgowych i dokonała wpisu.  A że bawi mnie niezmiernie postanowiłam go nie usuwać. Niech uczy i bawi. 🙂

Wracając do spraw zaległych. Ubiegła sobota. Godzina 11:40.

Ja (wpadam jak burza do salonu): Niech Pani ratuje końcówki!

Fryzjerka (zaskoczona): A bbbyła Pani umówiona? Proszę poczekać. (wertuje kalendarz) Nie mam nikogo teraz to proszę siadać. Co robimy?

J: Końcówki ratujemy, cieniujemy i układamy.

F: Zapraszam na fotel…

(po grze wstępnej z użyciem szamponu i miliona odżywek, akcja dzieje się na przy stoisku)

F: Dziwne te włosy. Farbowała pani na blond?

J: Nie. Na rudo. Zawsze na rudo je robię. Tyle, że teraz słabe są jak cholera. Podejrzewam, że to i od farby i od suszarki. Bo, kurcze, suszę je codziennie rano przed biegiem na pociąg. I to pewnie też zła dieta, brak witamin. I zmęczenie i stres tym wszystkim. Sporo się dzieje, wszędzie mnie pełno, dużo na głowie i jeszcze trzeba w miarę logicznie i kreatywnie myśleć. A to wszystko męczy. Nie może być tak, że pustka w głowie, nie! Nawet jak się Pani nie odzywa, to i tak milion myśli przelatuje teraz i na koniec trzeba czymś inteligentnym spuentować. Tak to już jest. Jak Pani nic nie powie to pomyślą, że nieogarnięta, bezmyślna albo nudna.

F: No tak właśnie, przypadkiem słyszałam, jak rozmawiała Pani przez telefon. Pani coś w mediach robi?

J: Coś tam robię. Pracuję w studenckiej rozgłośni. Miałam też próbkę takiego dziennikarstwa w normalnym radiu. Jestem wydawcą, to jest ode mnie zależy, co pojawi się w serwisach informacyjnych. Po za tym prowadzę 3 audycje: jedną taką prawie technologiczną, jedną taką ogólną dla studentów i autorską. Powiem Pani nazwę a Pani się się zaśmieje.

F: A nie powinnam?

J: Nazwa jest zabawna. Ale i adekwatna. Biustem Po Uszach to moja audycja. Takie kobiece spojrzenie na to wszystko co jest dookoła. Jak przeczytam jakiś artykuł, albo obejrzę program, albo ktoś mi coś powie i to mi gdzieś utknie w głowie, to zazwyczaj staje się tematem. Na szczęście mam wsparcie koleżanki. We dwie to prowadzimy, bo inaczej Biustem  nie byłoby takim biustem jak trzeba. Myślałam też na gazetą, żeby podszlifować pisanie, bo pisać lubię. Odpręża mnie. I nosiłam się z zamiarem, żeby gdzieś na drugi front sie załapać. A tu masz, Pani! Leszek czyli mój naczelny mówi, że zaczęliśmy współpracę z Gazetą Studencką. No to pach! Spytałam się czy mogę coś napisać. Odesłał mnie do szefowej naszego portalu, ta się zgodziła. Machnęłam tekst i poszło. Czekam teraz na publikację. Nie był długi. Za to konkretny! Niecierpliwię się, a to ma wyjść gdzieś w nadchodzącym tygodniu. Niby kilka dni a jednak dłuży się jak cholera.

F: Taka młoda jest Pani a taka obrotna. I tu i tu. Jak w studenckiej rozgłośni Pani pracuje to pewnie Pani też studiuje. A jeszcze spytam, te włosy to Pani bardziej wycieniować czy mniej? Bo ja bym zrobiła mocniejsze cięcia.

J: Też bym chciała mocniejsze ale muszę wiązać te włosy bo mi przeszkadzają jak pracuję. To niech Panie tnie mniej a najwyżej później coś się jeszcze skróci. No studiuję, ale co to za studia. Dziennikarstwo. Jakby ktoś z pani znajomych chciał iść to proszę odradzić. Lepiej iść na coś konkretnego a potem się jakoś wkręcić przez praktyki czy coś, bo w redakcjach lubią ludzi z konkretną wiedzą. O tyle lubię te studia, że pozwalają mi na swobodne działanie w innych projektach. Tu radio, może z Gazetą coś wypali.No i ludzie! Uwielbiam ich. Nawet jestem trochę uzależniona!  A jeszcze teraz wygrałam wybory na przewodniczącego i od tego czwartku jestem odpowiedzialna za koła naukowe przy uniwersytecie. Totalnie nie moja branża, ale nie lubię jak gdzieś jest burdel. A po obserwacji mojego mężczyzny, przyjaciół czy znajomych wiem, że chcieć to móc. Serio serio. To, że jesteśmy studentami to ogromny plus. Mamy zniżki, ulgi i wbrew pozorom liczymy się na uczelnianej drabinie decyzyjnej. Tym bardziej kiedy mamy gorący okres. Powiem Pani, że podoba mi się ten projekt  z kołami. Mam własnego zastępce, radę wykonawczą, koła pod opieką i 25 tysięcy do zagospodarowania. Pomijając cały ten aspekt papierologii, łażenia po sekretariatach, samorządach itd., dzwonienia, pisania maili, spotykania się z ludźmi to będę miała ogromną satysfakcję ja to zacznie działać tak jak trzeba. Jak powiększę budżet, jak koła będą świetnie prosperować.Chciałabym coś zrobić dla uniwerku, nawet jak mają mnie w dupie w gorących momentach. Wczoraj tak było. W ciągu półtora godziny musiałam być w trzech miejscach naraz. Biegałam jak poparzona, ale udało się. Kwestia jest taka, zesrać się a nie dać się. Czasem to z tej kupy nawet trzeba lepić figurki, ale ważne, żeby pójść do przodu.

F: No muszę przyznać, że trudno uwierzyć, że tyle Pani robi. I jak widzę, z zangażowaniem. Jestem pełna podziwu!

J: Wie Pani, sama często się zastanawiam jak to robię. Ale jakaś cena jest. Dojeżdżam wciąż, więc wychodzę o 8 rano a wracam o północy. Albo wcale nie wracam tylko zostaję u chłopaka. O! Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam się ze swoją Przyjaciółką. Byłyśmy razem na weekend w spa, w Tychach. Polecam gorąco. Hotel Stara Poczta! Wypoczęłyśmy, wypiękniałyśmy. Świetna kuchnia. No i w browarze byłyśmy. Fantastyczny wypad. No ale to było… ho.. przed sylwestrem! Potem gdzieś na chwilkę, gdzieś się minęłyśmy i tak to zleciało, a tu prawie styczeń się kończy. Pewnie ma mi za złe, że zaniedbałam kontakt. I wie Pani, czuję ogromny wstyd i żal do siebie za tę pustkę. Pojechała dzisiaj do wspólnego Przyjaciela, do Krakowa na urodziny. Miałam jechać, no ale kurde, w poniedziałek jakieś urwanie dupy z zaliczeniami, kasy  nie mam a mamy też nie chcę zostawiać samej w domu. I mi przykro, że nie mogę być z nimi.  Ostatnio oficjalnie przedstawiłam im Leszka i bardzo ciepło go odebrali, choć Ania zna go już trochę. Ale to był ważny moment dla mnie, a sama nie pojawiam się na ważnym dla niego, dla nich. Ale zbiorę się jakoś w czasie sesji i zrobię coś fajnego. Byle do sesji.

F: No tak to właśnie jest. Nie można mieć wszystkiego. Dobrze, że jednak ma Pani i tych Przyjaciół i chłopaka. Razem to jakoś raźniej. Lepiej wszystko idzie. Młodzi to się powinni w kupie trzymać.Jak się Pani widzi ta długość? Będzie czy jeszcze skrócić?

J: Ja wiem… Chyba będzie. Ważne, żeby się dobrze układały. Muszę teraz wyglądać jak człowiek.  Jeszcze wczoraj mówiłam Leszkowi, że coraz mnie kobieco się czuję. Że nieatrakcyjnie. A że jest taktowny, to powiedział, że zawsze wyglądam pięknie. Co za ściema. Przecież widzę. Jak się dzisiaj obudziłam, to poczułam ogromną potrzebę iść do fryzjera. No i jestem u Pani. To co suszymy?

F: Suszymy, jeszcze jedwab Pani nałożę, żeby włosy lepiej wyglądały i nie plątały się.

J: No i super. Ocaliła Pani moją samoocenę i wizerunek.

Chandra mnie dopadła. Tylko historia przeglądarki wie, ile razy logowałam się tu by coś stworzyć. Wszystko kończyło się szkicem z  paroma zdaniami. I sporo rzeczy jest do opisania. Chociażby ostatnie MEDIATORY.

Ostatnimi czasy wolałabym bardziej zostać w łóżku i szaleć jak króliczek… Duracella 😉 niż oddawać się studencko-radiowemu żywotowi. Zastanawia mnie owe niekończące się pożądanie, którego nadmiar odbija się na postrzeganiu otoczenia i kreowaniu swojej osoby. Dzisiejszy temat to efekt obserwacji.

-Kochanie, nie śpij…
-No nie śpię.
-Ale zaraz zaśniesz.
-Nie zasnę.
-To porozmawiajmy o czymś.
-Co myślisz o sztucznym śniegu w Białce?
-Leżę obok Ciebie naga a Ty pytasz mnie o sztuczny śnieg?
-Chciałaś porozmawiać.
-Białka Tatrzańska, bo zapewne to masz na myśli, utrzymuje się z turystyki… NIE ŚPIJ!

 

Dlaczego mężczyzna zasypia zaraz po stosunku?? To nader irytujące. I chciałoby się tu strzelać fochy na prawo i lewo, pozawijać się w kołderkę i mieć kwas na ryju, ale tym razem natura nie stoi po naszej stronie. Kilka wyjąsnień w tym paskudnym temacie.

1. Seks wieczorową porą sprzyja zasypianiu. Zmęczenie po całym dniu, przygaszone światło, ciepło łóżka i horyzontalna postawa oraz relaks sprzyja zaśnięciu tuż po stosunku.

2. Relaks bedący efektem szczytowania również sprzyja drzemce. Badacze zaobserwowali, że aby osiągnąć orgazm, podstawowym wymaganiem jest pozbycie się uczucia strachu i niepokoju.

3. Hormony. Prolaktyna u mężczyzn ma dodatkowo pośredni udział w odzyskaniu zdolności do odbycia następnego stosunku. Według obserwacji mężczyźni mający niższy poziom prolaktyny szybciej są zdolni do odbycia kolejnego stosunku.
Poziom prolaktyny fizjologicznie jest wyższy w nocy (co może sugerować działanie sprzyjające zasypianiu). Przeprowadzono także badanie, w którym podawano zwierzętom prolaktynę – bardzo szybko stawały się zmęczone i senne. Te obserwacje sugerują silny związek prolaktyny ze snem.

Oksytocyna, która rozpala kobiety i wzmaga chęć czułości, u mężczyzn wspomaga redukcję stresu, katalizator relaksu a tym samym prowadzi do senności.

5. Oddech ma znaczenie. Krótkie i płytkie wdechy męczą płuca i nie dotleniają mózg. Efekt? Chrapiący kochanek.

 

Na nic zatem fochy. Zapadanie w sen przez mężczyzn to akt pozbawiony premedytacji… nie ma co walczyć z naturą. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko niestandardowe podejście do sprawy i przełożenie fikuśnej wyobraźni na praktykę. Może to pomoże utrzymać partnera w świadomości na dłuższy czas 🙂

w oparciu o http://www.familie.pl/profil/ula/413,Dlaczego-mezczyzna-zasypia-po-seksie.html

„Prostych słów się boi największy nawet twardziel
Proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej
Mówią że mnie kochasz i że mną nie wzgardzisz
Prawdziwa moja miłość nazywa się ajrisz
Nazywa się ajrisz”

T. Love „Ajrisz”

Przyznam się, że pomimo feministycznych ciągotek cenię wysoko męską prostotę myślenia. Prostota bowiem jest najlepszym rozwiązaniem. Można by nawet pokusić się o nazwanie jej genialnym posunięciem. Wszystko zaczyna się od mojej obserwacji, że do mężczyzny trzeba mówić jego językiem, pozbawionym górnolotnego, popularno- naukowego i alegorycznego słownictwa. Zdania wielokrotnie złożone również odpadają. Ma to swoje minusy, jednak najistotniejszą zaletą, przysłaniającą wady, jest Dobra Komunikacja. Jeśli w pełni opanuje się język prostych słów można rozmawiać bez niedomówień, niezrozumiałości a co za tym idzie późniejszych kłótni, fochów itp. Warto zauważyć, że  czasem w gronie męskim prostota przekłada się na merytorykę, która  schodzi do poziomu prymitywizmu. Obserwatorka jest wtedy świadkiem wymiany zdań najczęściej na tematy fizjologiczne i fizjonomiczne. Przez chwilę jest to zabawne, później stają się to nużące a na koniec obrzydliwe. 😉  Wracając jednak do tematu. O ile łatwiej byłoby w komunikacji miedzy kobietami a mężczyznami, gdyby te odrzuciły umiejętność nadpisywania i dopisywania zbędnych kontekstów i interpretacji. Ja wiem, to marzenia nierealne, ale jest to kwestia do przemyślenia. Warto spróbować.

 

Kiedy kobieta klika myszką

Jakoś tak dzisiaj wyszło, że musiałam słuchaczom wytłumaczyć różnice miedzy telewizorem plazmowym, LCD i LCD LED. Wszystko fajnie, gdyby nie to, że nie czuję się zbytnio kompetentna w tych kwestiach. Kto słuchał o godz. 15.00 ten sam może ocenić jak mi to wyszło. Usłyszałam na pocieszenie, że to seksowne, gdy kobieta zajmuje się technicznymi sprawami. Dało mi to do myślenia. Dlaczego kobieta tak bardzo boi się rozmawiać o technologiach?

Zacznę od hasła wpisanego w Google: kobieta i komputer. W ciągu 0,17 sekundy pojawiają się wyniki w stylu: 10 dowodów na to, że komputer jest kobietą czy Dlaczego komputer jest lepszy od kobiety? Przy frazie „kobieta a technika” pojawiają się przede wszystkim techniki… masturbacji. Niezbyt pocieszające. Udało mi sie dotrzeć do badań przeprowadzonych w UE, z których wynika, że kobiety są coraz częściej zainteresowane informatyką, jednak nie starają się przełożyć tego na zarobkowy aspekt.

Na pytanie o ulubiony przedmiot prawie polskich 40% uczennic odpowiada: informatyka. Co druga twierdzi, że przedmiot ten lubi. (…) Zainteresowanie informatyką nie przekłada się na działanie praktyczne. Aż 48% uczennic rezygnuje bowiem z dalszej nauki informatyki. Młode kobiety planują studia na kierunkach humanistycznych – wybierają języki obce, literaturę i historię. Podczas gdy ponad 70% chłopców chciałoby studiować informatykę, ilość dziewcząt udzielających podobnej odpowiedzi nie przekracza 30% ogółu badanych.

źródło: http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90442,6904694,Kobiety_przy_komputerach__PKB_rosnie.html

Artykuł upewnił mnie tylko w moim wniosku: technologia wciąż jest mężczyzną. Niedawno Lesz zabawiał się historyjką dziewczyn z akademika, które nie wiedziały jak poradzić sobie ze gniazdem internetowym (switchem?). Dla niego to oczywiste jaki kabel ma tam być. Jak dla mnie to  nawet dobrze, że spytały, a nie wtykały wszystko co popadnie. I tak właśnie już kurcze jest, że jak coś z techniką zaczyna się pieprzyć to z drżącymi rękami biegniemy do mentora płci męskiej.

A wszystko zaczyna się od tego, że nas po prostu się odgania od najróżniejszych urządzeń, które nie są pralką czy żelazkiem, bo szkoda czasu na tłumaczenie jak one działają. A przecież  istotą rzeczy jest zrozumieć jak to działa, by wiedzieć jak się tym posługiwać. Myślę, że ważne jest to, by mężczyźni zaczęli wreszcie pomagać kobietom w tych kwestiach na zasadzie „wędki”. To wyjście usatysfakcjonuje obie strony: panie będą bardziej niezależne  a panowie odpoczną od wiecznego pisku: „KOCHANIE, coś tu nie działa!”. Dzięki temu kobiety zarzucą niechlubny proceder zarzucania technicznych aspiracji na rzecz tradycjonalistycznego schematu funkcjonowania w społeczeństwie. 

Patrząc z tej perspektywy, można dojść do wniosku, że kobieta, która nie boi sie najnowszych zdobyczy technologii jest seksowna. Taka, która chce zrozumieć teorię i sprawdzić w praktyce. Może dlatego takim rajskim ptakiem jest dziewczyna, która ogarnia najróżniejsze kombinacje na padzie… 😉

PS. Przy okazji gratuluję L. cierpliwości, gdy stara się wytłumaczyć mi działanie najróżniejszych przedmiotów 😉

Shimmy!

Postanowiłam, że tym razem popieścimy zmysły. Wszystko dlatego, że jest to już 69 wpis na blogu, co bardzo infantylnie skojarzyło mi się z przyjemnością i właśnie zmysłowością. 😉

W związku z tym odkopałam w magicznym  folderze „Biustem po Uszach” plik Sahar. Kim jest Sahar? Tego dowiecie się tutaj. Jako wścibska reporterka rozkopałam zasłyszaną informację, że Sahar potrafi nieźle zatrząść tym i owym a co za tym idzie wprowadzić w drżenie niejednego mężczyznę. Dziś przedstawię Wam fragmenty naszej rozmowy dotyczące tańca brzucha. Rozsiądźcie się wygodnie i czytajcie.

Co wspólnego ma Egipt z bellydance, czy mężczyżni też tańczą i o po co te miecze?
Sahar o tańcu brzucha.

Meg: Jak patrzę na taką kobietę w pięknym stroju i te biodra tak fantastycznie się jej poruszają, to pojawia mi się myśl: esencja kobiecości. Czy podczas tego tańca czujesz jak każdym porem uwalnia Ci się tam kobieca moc?

Sahar: Po pierwszych zajęciach się zakochałam. Odkryłam w sobie drugą osobę. Nie tą Weronikę, która przyszła w jeansach, koszulce Green Day ale właśnie pojawiła się taka dziewczyna… kobieta, którą tak na co dzień nie widać. To jest niesamowite. Taka Weronika, która „wychodzi” podczas tańca brzucha pojawia się tylko na scenie. Na razie. Pozwalam sobie na to tylko na scenie, bo to jest coś na prawdę wyjątkowego. Trzeba włożyć ogrom emocji, uczuć, żeby poczuć to. To jest coś specjalnego, co nie może być codziennie.

***

Meg: Włożyłaś strój do bellydance i co? Co się z Tobą stało?

Sahar: Ja to widzę po paniach, które przychodziły do mojej mamy na zajęcia. Na początku zakładały gruby dres, dług rękaw, skarpetki, próbowały w adidasach. Potem podsunęłyśmy myśl, że mogą sobie chustę na biodra założyć. Zaraz potem przyszły już w strojach bardziej podkreślających kształty, miały na sobie coś drapieżnego. Ten strój sprawia, że wczuwasz się w inny nastrój, klimat. Pokazują Ci się pazurki. To ogromnie wpływa na odbiór, odbiór samej siebie.

Meg: Rozłóżmy zatem na czynniki pierwsze strój. Coś ma jakąś symbolikę?

Sahar: Strój się bardzo pozmieniał. Na początku były to proste, długie szaty. Taniec brzucha wywodzi się ze starożytnego Egiptu. I tam kobiety tańczyły tylko dla siebie. Taniec przechodzący z pokolenia na pokolenie. To była też forma dbania o zdrowie. Pomagał na różne bóle wewnętrzne np.narządów rozrodczych czy skurczy mięśni brzucha. Przydawał się również przy porodzie. Jak się potrafiło poruszać odpowiednio miednicą to było o wiele łatwiej. No i o wiele później francuscy orientaliści zafascynowani Bliskim Wschodem próbowali przenieść do Europy przenieść co nieco z kultur afrykańskich, arabskich. Jako, że byli niewiernymi, ich pole manewru było ograniczone, więc po prostu wymyślali. Jak usłyszeli słowo harem, to sobie powyobrażali stadko panien porozbieranych i wijących się wokół swego pana i stąd się wzięło wyobrażenie, że taniec brzucha jest mocno erotyczny. To wyobrażenie o zmysłowym, skąpym stroju i pięknej kobiecie wciśniętej w niego przyjęło się na Zachodzie. Z Ameryki przyszły wszystkie dodatki- woale, miecze, skrzydła, laski, świeczniki.

Meg: Tańczysz z takim płonącym świecznikiem na głowie?

Sahar: Ja jeszcze nie, ale rzeczywiście dziewczyny tańczą z takim dużym stelażem na opasce. To jest raczej takie „na wejście”, zrobienie paru figur w związku z tym, że jest to strasznie ciężkie.

Meg: A te miecze?

Sahar: To takie metalowe szable. Lżejsze są bardziej do obrotów, wywijania nad głową lub obok, rzucania. Cięższe zaś do balansowania na ramieniu, na brzuchu, biodrze  czy biuście. Mój najlżejszy ma pół kilo, cięższy trochę ponad kilo. Spróbuj sobie z opakowaniem cukru na głowie 😉 No trzeba wyczuć środek ciężkości. Dobre miecze są już odpowiednio wyważone. Laski zaś używa się bardziej do klasycznego tańca.

Meg: Czyli są też różne rodzaje tańca brzucha? Na czym polegają różnice?

Sahar: Klasyczny zawiera elementy baletu czyli wysokie pozycje, na palcach, postawa wyprostowana, szeroko rozstawione ramiona. Ludowy zaś jest bardziej przy ziemi. Tańczy się na ugiętych kolanach, jest bardziej dynamiczny, skoczny. Jeśli chodzi o strój to wygląda to tak, że suknie są bardziej zakrywające, co prawda blisko ciała, ale nie ma skąpych staniczków, wzorzystych przepasek na biodra.  Te są bardziej związane ze sceną. Zapomniałam dodać, że jest jeszcze tribal dance. To taniec pustynny. Jest bardziej… mroczny, tajemniczy. Musisz ugiąć nogi ponieważ, jest taki „przy ziemi”. Jest się w nim takim stworem wijącym, pełzającym. Duże zaangażowanie mięśni, ze względu na te nogi, więcej izolacji poszczególnych partii ciała. Strój do niego zupełnie inaczej wygląda. Nie ma monet, błyszczących koralików. Jeśli już są ozdoby to naturalne- kwiaty, kamienie muszelki. Wszystko to utrzymuje się w mrocznej tonacji, tak samo jak mocny makijaż. Na początku nie podobało mi się to, przerażało mnie nawet, ale muzyka do tribalu jest niesamowita. To ona mnie przekonała.

***

Meg: Wracając do korzeni tańca. Powiedziałaś, że wywodzi się z Egiptu. Ja dałabym sobie rękę uciąć, że z Indii. Spora odległość dzieli Indie od Egiptu.

Sahar: W Indiach jest coś takiego jak bollywood. Jest to taniec indyjski i to nie jest to samo co tanie c brzucha. To zupełnie inna bajka Rozpowszechnił się za pomocą tych słynnych filmów. Kluczową rolę odgrywają w tym tańcu dłonie. To one wykonują skomplikowane układy a tym samym opowiadają pewne historie.  W bellydance nie ma czegoś takiego. Ręce czy dłonie sa tylko ozdobnikiem. Tworzą wykończenie całości ale nie przekazują sobą żadnych treści. W bollywood każdy element- spojrzenie, uśmiech, mina ma odpowiednio interpretowane znaczenie. Nie ma tam nic przypadkowego. Różnicę słyszy się też w muzyce.

***

Meg: Przeglądając filmiki związane z belllydance zauważyłam na jednym, że wśród tancerek jest też i tancerz!

Sahar: Jest też męski taniec brzucha. Jest np. taniec derwiszów, którzy wirują wokół własnej osi, wpadają w trans. Spotkałam się też z widokiem mężczyzn tańczących w błyszczących spodniach, staniki z jakimiś dodatkami. No co kto lubi 🙂 W Europie Środkowej  raczej gorzej z tolerancją wobec tego elementu tańca, kultury.

Meg: No powiem Ci, że trudno jest mi wyobrazić sobie Adasia czy Krzyśka czy Leszka w bogato zdobionym staniku i połyskujących spodniach… Brrr. *

***

Meg: Skupmy się na samych pozycjach, figurach. Jaka jest Twoja ulubiona?

Sahar: Ostatnio jest to shimmy. Jest to drżenie całego ciała. Wprawiasz je albo z kolan albo z bioder. możesz również zrobić to barkami, przeponą, ale to już wyższa szkoła jazdy. Całość wydaje się prosta. Wystarczy, że dziewczyna zegnie nogi i już. To jest jednak bardzo trudne. Mi nauka zajęła rok. Musisz wiedzieć co rozkurczyć, a co wprawić w ruch. To nie moze być totalny flak, bo narządy wewnętrzne również drgają i może dojść do uszkodzenia. Ale jak już to się opanuje można nałożyć sobie dodatkowe ruchy czyli falowanie, ósemki, skręty bioder.Wygląda to świetnie!

***

Meg: Niedawno miałam sesję zdjęciową gdzie miałam an sobie tylko bieliznę i męską koszulę. Ogromnie się stresowałam tym, że pokazuję coś więcej niż zazwyczaj. Domyślam się, że niełatwo jest wbić się w ten błyszczący staniczek, powiewny dół i wyjść przed publiczność.

Sahar: Wszystko zależy od tego jak bardzo potrafimy przełamać swoje wyobrażenia na swój temat, często mylne. Nie jest ważne, że tu jest czegoś za dużo, tu coś wystaje, brzuch źle wygląda itd. Najistotniejsze to zaakceptować się takim jakim się jest. Potem to już z górki.

* rozmowa była nagrywana w radiu, przez które przewijały się m.in. te właśnie osobniki 😉

Jeśli jesteście zainteresowani co dalej z Saharem- zapraszam tutaj!

A następnym razem o Mannie i dlaczego nie został saksofonistą oraz moje perypetie w rozgłośni Radia Opole.