Archive for Listopad, 2010


Zimowy żar

Pomimo śniegu, zalegającego od dwóch dni
pomimo przemoczonych butów, rozwianego szalika
pomimo chłodu przeszywającego na wskroś
pomimo drobnych potknięć
pomimo lekkiego zdezorientowania
pomimo panującej ciemności
pomimo większej czy  mniejszej wątpliwości
pomimo niezadowolenia z relacji bliższych czy dalszych

płonie we mnie iskra, która ogrzewa moją duszę.
Dobrze mi z tym wszystkim.

 

L. obudził we mnie dawno nieodczuwane emocje i uczucia. Wskrzesił we mnie samca [czas na chichot]. Otóż zadał mi jedno pytanie: Będąc młodsza, kim chciałaś zostać gdy dorośniesz? Nie usłyszał pełnej odpowiedzi, gdyż dopiero dziś uświadomiłam sobie co mnie jeszcze pociągało w życiu.
Gdy stałam w ciemnym zakamarku placu Zamkowego, dotarł do mnie dźwięk przeszywający, drżący ( a może to ja drżałam?) i wypełniający każdy fragment mojego ciała. Usłyszałam cudowne mruczenie silnika. Wydawał z siebie tygrysie dźwięki. Był na tyle podniecający, że przez chwilę świat stracił znaczenie, barwy, zapachy, wszystko było niczym; był tylko on. Zza rogu wysunął się leniwie samochód rozsiewając dookoła magię. Przypadek, że w tym momencie w słuchawce pojawił się soundtrack z Tokyo Drift’a? Nie mogło być piękniej. Czekałam cierpliwie aż maszyna przejedzie a mój puls się uspokoi.

Skąd taka reakcja?
Gdzieś głęboko we mnie jest facet;, niebezpieczny poziom testosteronu, który napędza mnie do każdej nieodpowiedzialnej sprawy, rzeczy, akcji. To on m.in. sprawia, że czasem żałuję, że nie jestem mężczyzną. Sikanie na stojąco musi być fascynujące. J
Kilka lat temu obejrzałam pierwszy raz The Fast & The Furious: Tokyo Drift. Od filmu się zaczęło: sprawdziłam dwie wcześniejsze produkcje z tej serii, 60 sekund z Jolie i Cagem i parę innych nieznanych filmów o tej tematyce. Pimp My Ride była obowiązkową pozycją w programie telewizyjnym. Samochody zawładnęły całą mną.
Był to czas, gdy należało obrać ścieżkę rozwoju średniego. Nie spałam po nocach rozmyślając czy powinnam złożyć dokumenty do technikum na profil mechaniczny. Widziałam się na zajęciach praktycznych rozkręcającą maszyny na części pierwsze, wymieniającą płyny czy leżącą pod słodkim ciężarem samochodu. Widziałam oczami wyobraźni jak zadowolona z efektu tuningu wycieram się ze smaru w koszulkę. Potem w fantazjach pojawiał się wspaniały wynik na prędkościomierzu: 320 km/h i migający świat za szybami. Myśl, że samochód zaraz poderwie się do lotu.
Grając w GTA VICE CITY, najważniejszy był dla mnie samochód. Jego osiągi, dodatki, wygląd i to co mogę z nim zrobić. Uwielbiałam, gdy wyjeżdżając z rampy, pojazd efektownie lądował po wymyślnych obrotach. Tak odreagowywałam podjętą decyzję: poszłam do ogólniaka z poczuciem, że jako humanistka bardziej się spełnię. Owy humanizm uśpił we mnie samcze żądze. Od czasu do czasu śniłam o nielegalnych wyścigach ulicami śpiącego miasta . Kariera mechanika czy projektanta samochodów zniknęła z horyzontu.

Które kocham najbardziej?
-Meg, które auto Ci się podoba najbardziej?


-Mustang Shelby GT500  z ’67, koniecznie turkusowy lakier i jasne welurowe wnętrze.

-Meg! Każdy facet śni o nim. Dlaczego ten?

-Raz go zobaczyłam w filmie. Miłość od pierwszego spojrzenia, tyle, że tamten był czarny z dwoma białymi pasami przechodzącymi przez maskę, dach i tył. Był… seksowny. Gdy zostaniesz gwiazdą rocka X. kupisz mi takiego z rocznym zapasem paliwa.

-Obiecuję, że Ci go kupię, gdy zostanę gwiazdą rocka.

Swego czasu miałam chętkę na Subaru Imprezę WRC. Śmigałabym sobie po polnych drogach testując jej osiągi. Potem na horyzoncie pojawiło się Lamborghini Murcielago. Niebawem zakiełkował w głowie pomysł na Mustanga. Ostatnio staję się bardziej rozważna jeśli chodzi o wybór samochodu. Wymarzył mi się żółty otwarty jeep, ewentualnie surowa, ciężka, paliwożercza terenówka, też żółta. Jak widać rozwaga nie idzie w parze z ekonomią. Jednak odeszłam od typowo sportowych czy wyczynowych pojazdów. Czyżby nadszedł czas, by się ustatkować. 😛

Tyle o mnie i mechanicznych fascynacjach. Oczywiście jeśli chodzi o cztery kółka (natknęłam się ostatnio na kalendarz ze sportowymi wdziękami czterokołowych bestii, jeden z nich- IAD/Mosler MT900 GTR z 2009 , ale o nim i innych seksownych potworach będę pisać jedynie pod głębokim natchnieniem za jakiś czas).
Chciałam wspomnieć również o kolejnym beznadziejnie nieodpowiedzialnym pomyśle. Postanowiłam sobie po obronie licencjata zafundować cudownie głośne dwa kółka i będzie to coś w typie ścigacza. Jeszcze nie zaplanowałam konkretnego modelu czy marki, ale wiem jedno: muszę czuć go pod sobą. Myślałam też na zabłoconym motocrossem, podniecałaby mnie sama świadomość jego posiadania, lecz miałabym chyba za ‘małe jaja” by bawić się w ewolucje, stąd zakup jego byłby totalnie pozbawiony sensu. Mam nadzieję, ze uda mi się zaszczycić obecnością Red Bull X –Fighters. Co roku są w katowickim spodku, czas goni, trzeba się wybrać zanim nie dorosnę i dojrzeję ostatecznie. J

Czy rozpisywać się więcej na ten temat? Motocykl jest jedynie zachcianką, mam czas by zweryfikować posiadanie dwukołowca, jednak podświadomie marzy mi się pełna swoboda, wolność i adrenalina. Myślę, że w jakimś stopniu jestem uzależniona od wysokiego poziomu adrenaliny. Tak, wiem, to się leczy. 🙂

I chyba tym akcentem niebezpiecznym, źle o mnie świadczącym zostawiam Was pogrążonych w otępienia. Żegnam się dwoma utworami, które perfekcyjnie pasują do dzisiejszego motoryzacyjnego tematu:

Slash & Fergie : Beautiful dangerous

Slash & Brian Tyler: Mustang Nismo

 

 

Zima tuż tuż…

Jest niewiele rzeczy na świecie, których wybitnie nie lubię. Jedną z nich jest właśnie zima. Nic nie potrafi mnie lepiej nastroić do depresji jak właśnie ona.  Zapewne to dlatego, że jestem uzależniona od słońca. Funkcjonuję dzięki niemu. Fakt, że od niedawna więcej działam pod osłoną nocy, ale by wyprawiać takie rzeczy, potrzebuję energii słonecznej za dnia. Kolejny dowód na to kobiety są jak kwiaty, trzeba o nie dbać id. Tymczasem ja czuję się jak Muminek. Tak właśnie, Muminek. Marzy mi się, by najeść się pachnącego żywicą igliwia i zatopić się w obrazach podświadomości pod puchatą pierzyną. Przez całe 3 miesiące mogłabym spać. Przeczekałabym chłód, mróz, błoto pośniegowe, odwilże, przymrozki, komercyjna komercję, niby-śnieg, niby-święta, nerwicę spowodowaną wynikami Małysza. Bo jeśli miałabym polubić zimę, musiałąby spełniać kilka warunków:

1)umiarkowany chłód, który pozwoliłby utrzymać się śnieżnemu puchowi dłużej niż noc,

2) śnieg srebrzysty, skrzący się i skrzypiący, nieskalany obecnością pupili domowych,

3) gdyby śnieg był kolorowy nie przeszkadzałoby mi to nic a nic,

4) piękne wschody słońca, bez mgieł, szarówki,

5) roziskrzone milionami gwiazd niebo nade mną,

6) olbrzymie świerki spętane kolorowymi światełkami na każdym kroku,

7) najpiękniejszy na świecie zapach unoszący się wokoło: aromat korzennych przypraw gorącego piernika łączący się z subtelną wonią tytoniu, a to wszystko na arktycznie świeżym powietrzu.

8) wszechobecna radość z nadchodzącego okresu, żadnych kłótni, nerwów o przygotowania do świąt, typu: nie kupiłeś laski wanilii, tylko cynamon! Ktoś musi posprzątać salon! Choinka nie ubrana! etc. Bez stresu i z wielką dawka miłości i zrozumienia.

9) róznkolorowe fajerwerki rozświetlające sylwetrowe niebo i smak schłodzonego szampana Carskoje Igristoje.

Jest jeszcze masę innych założeń, w każdym razie zima musiałaby być  zimą, a nie zimeczką.  Hmmm…. pominęłam jeszcze jedną kwestię. Kwestię towarzysza. Samotne święta nie powinny w ogóle istnieć.
Życzę zatem Wam ,moi drodzy, by ta zimą była zimą wymarzoną, pełną radości i miłości. By każdy znalazł dla siebie miejsce.

Dean Martin \”Let it snow\”

 

Poszłam na studia, więc wypadałoby się ‚odchamić’. Do tej pory byłam dwa razy w teatrze, nie wspominając tu o moich potyczkach scenicznych. Okazja to zerwania tej niekorzystnej passy nadarzyła się ostatnio w ramach akcji: Studencka premiera. I tak oto bilet za 15 złotych przeniósł mnie w inną rzeczywistość- nieznaną, brutalnie zepsutą i zgniłą, pełną dewiacji i pytań natury moralnej.

Poznajemy rodzinę von Essenbecków podczas ostatnich urodzin seniora. Jest to człowiek żyjący tradycją, który postępuje zgodnie ze swoim przeczuciem i intuicją finansową. Bowiem Essenbeckowie są właścicielami huty stali, którą zaczął się interesować świeżo upieczony reżim. I tak majątek zaczyna dzielić familię: dochodzi do morderstw, porwań, szantaży, deprawacji człowieka poprzez wymyślne tortury, małżeństw i rozwodów. W końcu kość niezgody trafia do niezrównoważonego  i zdegenerowanego do szpiku Martina von Essenbecka, dzięki spiskom kuzyna szarej eminencji nowej władzy, Aschenbacha.

Mocne momenty?

Pierwsza scena. Martin wskakuje na stół urodzinowy i zaczyna striptiz ku czci szacownego seniora Joachima.

Męska orgia. Byłam pewna, że to przeżyję. Jednak zgraja mężczyzn poubieranych w rajstopy, szpilki i zwiewne halki (wszystko źle dobrane ) zaczynająca tworzyć przeróżne konstelacje wprawiła mnie w prawdziwe obrzydzenie. Scena kończy się efektownie- wpada nieznajomy i strzela do wszystkich, aż nie pozostanie ani jeden żywy.

Psychoza Marii. Maria, kochanka Martina, chorująca na schizofrenię. Podejrzewam,że młody Essenbeck doprowadził ją do tego stanu za pomocą tortur i izolacji. Podczas wynurzeń kochanki mężczyzna zaczyna uprawiać seks z kanapą, na końcu finiszuje dzięki pracy własnych rąk. Jesteśmy świadkami wizyty dziewczynki u Marii. W Martinie odezwały się pedofilskie uczucia. Wątek dziewczynki molestowanej kontynuowany jest w drugiej części spektaklu. jednak sama scena kończy się przeraźliwym krzykiem dziecka.

Przesłuchanie. Elisabeth Thallman, żona Herberta-zbiegłego dyrektora huty, przesłuchiwana przez aparat przymusu. Krew,niewyobrażalne cierpienie, lojalność względem męża, podduszanie, wyrywanie części ciała, oblewanie uryną, gwałt. To była tak niesamowicie mocna scena, że oglądałam ją przez palce, zaciskając nerwowo wargi i kuląc się coraz bardziej w małym fotelu.

Martin w letargu. Więziony przez Aschenbacha staje się ofiarą okrucieństwa. Podczas wizyty matki przypomina mu się sytuacja z dziewczynką. Bezdusznie, bez zahamowań opisuje kolejne kroki gwałtu nieletniej a następnie proces samobójstwa małej. Nie życzę nikomu, by wysłuchiwał tego chorego umysłu.

Kazirodczy stosunek. Główny bohater mści się na matce za potępienie i odrzucenie. W jednej chwili rozbiera się i rzuca się na rodzicielkę, by ją zgwałcić. Parę minut później ubiera ją w czarną długą suknię (w tym czasie na scenie pojawiają się statyści) i biały długi welon. Błogosławi związek matki i jego krewnego- Bruckmana (zawiła historia rodem z Mody na Sukces, gdzie motorem wszystkiego są pieniądze i zemsta). Rozpoczyna się najdziwniejsze wesele-psychodeliczne- jakie mogłam kiedykolwiek zobaczyć. Taniec postaci skojarzył mi się z danse macabre.
Wesele jest puentą. mocną, dobitną, szokującą i pełną pytań. Gdyby nie ona wyszłabym z teatru ze skrzywioną psychiką. Była fantastycznym ukoronowaniem najbardziej perwersyjnej sztuki z jaką miałam do czynienia.

Kleczewska nie podaje dokładnie jaki reżim zniszczył Essenbecków, co sprawia, że odczuwamy piętno współczesności.

Zdaniem Kleczewskiej w każdej epoce może nastąpić taki moment, w którym rodzina, społeczność czy wręcz całe społeczeństwo, ulega pewnemu rodzajowi iluzji.

źródło: http://www.strefaimprez.pl/opole/zmierzch-bogow-8922

Wyszłam z sali usatysfakcjonowana. Spenetrowano moją świadomość za pomocą zła. Miliony pytań natury moralnej zacisnęło obręcz wokół skroni. Obok „Zmierzchu bogów” nie można przejść obojętnie.

Dzień bez Futra

– Nie mogę uwierzyć, że ludzie mimo głośnych akcji przeciw znęcaniu się nad zwierzętami promują ich zabijanie nosząc futra . Powinnam wysłać jej wideo Pety! Mam nadzieje, że zrozumie, jak egoistyczne i głupie jest noszenie zwierzęcego futra wyłącznie dla ozdoby. Szczerze mówiąc, nie wiem kto gorzej wygląda: ona czy to zwierzę które na sobie nosi! Najwyraźniej potrzebuje trochę edukacji w tej kwestii, bo musi być idiotką, skoro żyje w 2010 roku i nie wie, jak robi się futra – dodaje. Jeśli natomiast wie, to jest suką bez serca! Noszenie futer to nie moda ale morderstwo. Każdy kto nosi futro, promuje zabijanie i torturowanie. Boże, jak ja nienawidzę takich ludzi! Chciałabym jej przyłożyć

Dżoana Krupa o Weronice Rosati.  Niestety piękna modelka strzeliła gafę- futro okazało się sztuczne. Wrto jednak nagłaśniać tego typu sprawy. W pełni popieram akcję Vivy. Futro to rzecz zbędna, jest to środek wyrazu snobizmu i głupoty. Nie zgadzam się na hodowle zwierząt tylko po to, by pozbawić je życia. Nie mamy prawa zachowywać się tak barbarzyńsko w stosunku do braci mniejszych.

Sama miałam przykrą sytuację związana z futrami. Dawno temu, za kadencji M. wyjechałam na targi ślubne i luksusowe do Katowic. Na wprost naszego stanowiska z włoską biżuterią (swoją drogą bajeczna kolekcja Cluadia) ustawili się kupcy z Rumunii. W ofercie mieli piękne futra. Z ciekawości spytałam, czy są to prawdziwe futra. -A skąd, futra sztuczne! Chwilę po tym jak założyłam na siebie jedno z nich podbiegła do mnie rumuńska szefowa z uśmiechem: No fantastycznie pani wygląda w tym lisie. Co jak co, ale lisy wspaniale nadają się na kurteczki. A może ten kolor, bedzie pani pasować do włosów? W jednej cała krew odpłynęła mi z twarzy. Poczułam się zbrukana. Gdy próbowałam wytłumaczyć handlarzom, że to nieludzki sposób zarobku, zostałam uznana za kogoś z Greenpeace i natychmiast wyrzucono mnie ze stoiska w obawie o towar.

Myślę, że obrazy bardziej dotrą do Was, moi drodzy. Szperając ostatnio w internetowym koszu znalazłam szokujące reklamy:

http://rly.pl/wydarzenia/650-szokujace-reklamy/   i

http://rly.pl/wydarzenia/651-szokujace-reklamy-2/

Warto sprawdzić co mówi o tym prawo:

SZCZEGÓŁOWE WARUNKI I METODY UŚMIERCANIA ZWIERZĄT FUTERKOWYCH Drukuj E-mail

Zwierzęta futerkowe uśmierca się przez zastosowanie:

1) urządzenia bolcowego penetrującego, ustawionego w sposób pozwalający na uszkodzenie kory mózgowej, przy czym po ogłuszeniu zwierzęcia niezwłocznie wykrwawia się;

2) środka znieczulającego w dawce powodującej natychmiastową utratę świadomości, a następnie śmierć;

3) porażenia prądem elektrycznym powodującego zatrzymanie akcji serca, przy czym elektrody przykłada się w sposób umożliwiający przepływ prądu bezpośrednio przez mózg i serce; w przypadku lisów, jeżeli elektrody przykłada się do nosa i odbytu, stosuje się prąd o natężeniu wynoszącym 0,3A przez co najmniej 3 sekundy;

4) tlenku węgla lub dwutlenku węgla, przy czym: (…)

c) tlenek węgla produkowany przez przystosowany do tego celu silnik spalinowy może być stosowany wyłącznie w przypadku łasicowatych i szynszyli, po schłodzeniu i przefiltrowaniu oraz gdy jest wolny od drażniących substancji lub gazów; zwierząt nie umieszcza się w komorach przez osiągnięciem 1% stężenia gazu,

5) dwutlenku węgla – w przypadku łasicowatych i szynszyli;

6) chloroformu – w przypadku szynszyli, przy czym: (…)

b) zwierzęta umieszcza się w komorze, gdy występuje w niej nasycony związek chloroformu z powietrzem,

c) wdychany gaz powoduje głębokie znieczulenie, a następnie śmierć zwierzęcia,

d) zwierzęta pozostają w komorze do czasu stwierdzenia ich śmierci.

(Wyciąg z załącznika nr 4 do rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 9 września 2004r.)

* * *

„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”
(artykuł 1 ustawy o ochronie zwierząt)

PETA, czyli People for Ethical Treatment of Animals. Organizacja o światowym zasięgu, która uświadamia konsumentów o okrucieństwie i barbarzyństwie, jakim poddawane są zwierzęta. Propaguje wegetarianizm oraz powstrzymywanie się od noszenia futer i skór. Walczy przeciwko eksperymentom na zwierzętach i wykorzystywaniu ich w cyrku. Od trzydziestu lat PETA walczy z koncernami odzieżowymi i wielbicielkami futra, różnymi środkami. Znane są dewastacje wyrobów futerkowych za pomocą farby.

Przyjemnie i pożytecznie!

Jestem z siebie zadowolona. To co sobie zaplanowałam przez wakacje, ciałem się stało.

Powiedziałam sobie:  To pierwszy rok, już teraz musisz zacząć pracować na nazwisko. Musisz dostać się do studenckiego radia. Daniel dodatkowo napędzał mnie i jestem wdzięczna za pomoc.  Żadnego „może”, „chyba”,  „nie wiem”, trybu przypuszczającego.  I to bezczelne pytanie podświadomości: Ty nie dasz rady, ty?? Chyba się nie boisz TCHÓRZU?!
I oto jestem w gronie radiowców. Rekrutacja? Nie było opcji, bym nie zrobiła któregoś zadania. Choćby nawet do deadline’u zostało półgodziny. 😀 Przeszłam szkolenia, jestem na etapie wdrażania się w pracę studia. Leszek pozwolił mi hasać po newsroomie. Miejmy nadzieję, że  wszyscy, a przede wszystkim ja sama, będą zadowoleni z mojej pracy. Za mną już potyczki stołowe z heblami i mikrofonami. Efekty pierwszej można sprawdzić tutaj. Wyszło śmiesznie, no ale… taka już moja natura- musi być przyjemnie i zabawnie. ;]

Ludzie? Zaczynam się powoli przekonywać do stwierdzenia, że mnie nie zjedzą. Parę osób zdążyłam już polubić, mam nadzieję, że to grono wkrótce  się powiększy.

Czwartek. Pierwszy dzień w newsroomie. Czuję się jak w cukierni. Nie wiem za co się zabrać, czego spróbować, gdzie palce włożyć. To swoista magia.  Nie ogarniam wszystkiego, ale dobrze mi z tym. Kocham chaos, jest taki twórczy. Pasjonuje i rozwija. Otwiera na nowe możliwości, ludzi. Uświadamia nam nasze umiejętności i talenty.  Stąd liczę na to, że współpraca z interesującymi ludźmi w tym projekcie spełni mnie… w końcu.

Swoją droga doszłam do wniosku,że za mało robię pod kątem samodoskonalenia. Postanowiłam zabrać się za stan fizyczny. Pół roku bez uprawiania sportu jest ogromną stratą dla mnie.Próbowałam wielu dziedzin: piłka ręczna, siatkówka, piłka nożna, softball, rower, bieganie, taniec.  Trzeba wrócić do czegoś.  Może ręczna?

Wiem!

Dziś poczułam zew trepów. Tak, możecie się śmiać, jak to brzmi ?? Zew… trepów! Nie inaczej- Tatry mnie wzywają. Czuję to pod skórą, czuję to we krwi. Gdy poczułam chłód płatków śniegu na policzku, przeszedł mnie dreszcz. Zarówno wychłodzenia jak i podniecenia.To właśnie to.  Niestety w najbliższej przyszłości nie będzie mi dane zmarznąć na górskim stoku. Nie marzy mi się teraz nic innego jak skurcz łydek, ciężar plecaka, ubłocone spodnie, zaczerwienione ręce od łańcuchów i smak gorącej herbaty z cytryną w schronisku w przerwach między kostkami gorzkiej czekolady. 🙂 O! Wrzucę parę zdjęć z ostatniego wypadu! 😀

Niezła retrospekcja! Ryjek mi się ucieszył na widok fotek. Nawet poczułam smak szarlotki z Doliny Strążyńskiej! 😀

To akurat Dolina Pięciu Stawów.

A tu Hala Gąsienicowa.

Roháče- w drodze na Słowację.

Prawdopodobnie Dolina Chochołowska. Zdjęcie jest dowcipem, proszę sobie nie brać do serca. Chociaż… ;]

I skoro już jesteśmy przy Tatrach to pozwolę sobie przywabić tutaj Tetmajera i jego „Widok ze Świnicy do Doliny Wiercichej”

Widok ze Świdnicy do Doliny Wierchcichej

Taki tam spokój… Na gór zbocza
światła się zlewa mgła przezrocza,
na senną zieleń gór.

Szumiący – z dala wśród kamieni
w słońcu się potok skrzy i mieni
w srebrnotęczowy sznur.

Ciemnozielony w mgle złocistej
Wśród ciszy drzemie uroczystej
głuchy smrekowy las.

Na jasnych, bujnych traw pościeli
pod słońce się gdzieniegdzie bieli
w zieleni martwy głaz.

O ścianie nagiej, szarej, stromej,
spiętrzone wkoło skał rozłomy
w świetlnych zasnęły mgłach.

Ponad doliną się rozwiesza
srebrzystoturkusowa cisza
nieba w słonecznych skrach.

Patrzę ze szczytu w dół: pode mną
przepaść rozwarła paszczę ciemną –
patrzę w dolinę, w dal:

i jakaś dziwna mię pochwyca
bez brzegu bez dna tęsknica,
niewysłowiony żal…

I tym akcentem kończę na dziś.

Po długiej przerwie wracam tutaj. Szczerze mówiąc serducho rwało mi się do pisania, lecz niestety doba ma tylko 24 godziny (nawet przerzuciłam się na tryb 22:2- nie pomaga).

Jestem arcyszczęśliwa, że tamten tydzień zakończył się… na zawsze, na amen, na wieczność. Definitywnie były to najgorsze siedem dni w historii ostatniego roku. Obym nie musiała po raz kolejny, w najbliższym czasie, przechodzić tego samego.

Dlatego też proszę o wybaczenie, już wracam do sieci. Nie tylko za pomocą dźwięków. 🙂

ScarlettOh, Rhett! Please, don’t go! You can’t leave me! Please! I’ll never forgive you!

Rhett Butler: I’m not asking you to forgive me. I’ll never understand or forgive myself. And if a bullet gets me, so help me, I’ll laugh at myself for being an idiot. There’s one thing I do know… and that is that I love you, Scarlett. In spite of you and me and the whole silly world going to pieces around us, I love you. Because we’re alike. Bad lots, both of us. Selfish and shrewd. But able to look things in the eyes as we call them by their right names.

Scarlett: [struggles] Don’t hold me like that!

Rhett Butler: [holds her tighter] Scarlett! Look at me! I’ve loved you more than I’ve ever loved any woman and I’ve waited for you longer than I’ve ever waited for any woman.
[kisses her forhead]

Scarlett: [turns her face away] Let me alone!

Rhett Butler: [forces her to look him in the eyes] Here’s a soldier of the South who loves you, Scarlett. Wants to feel your arms around him, wants to carry the memory of your kisses into battle with him. Never mind about loving me, you’re a woman sending a soldier to his death with a beautiful memory. Scarlett! Kiss me! Kiss me… once..



I Kurowska w płacz. Tak, nie ma  wiele filmów, które tak mocno na mnie wpływają. Historia miłości Rhetta i Scarlet jest niesamowita. 12 lat trwa trójkąt Ashley-Scarlett-Rhett. Pamiętam kiedy przeczytałam trzytomową historię miłości przeplatanej krwawą walką o wolność, było to za panowania M.  Byłam wtedy w depresji, związek się sypał, jak zwykle rodzicielki nie było pod ręką. Wtedy napatoczyłam się na „Przeminęło z wiatrem”. To było jak opium, morfina, czekolada w jednym. Wypłakałam się w jedną noc za cały ten okres. Zapragnęłam (zapewne jak każda kobieta znająca temat) mężczyzny na miarę Rhetta, miłości na miarę jego.  Margaret Mitchell stworzyła faceta idealnego. Pełen namiętności, miłości i cierpliwości awanturnik o nieposkromionym języku i odwadze, spekulant o zachwianej reputacji, pewny siebie arogant i znający swoją wartość. Pomimo,że równie dobrze mógłby być czarnym charakterem, Mitchell nakreśliła go jako łamacza kobiecych serc >>wielu pokoleń<<. Tak, takiego mężczyznę pokochałabym. Czy jednak są tacy jak on na świecie? Czy jest taki, który czekałby na mnie 12 lat, walczył z przeciwnościami?

[Nie muszę chyba wspominać, że Clark Gable świetnie zagrał powierzoną mu rolę. Był taki jak oczekiwano.]

Rozpisałam się na temat Rhetta, bo gryzie mnie samotność. Chciałabym się zakochać. Z całym tym rytuałem: zauroczenia, zakochania, randek, spacerów, rozmów, pocałunku i całej tej późniejszej otoczki romantyzmu, energii i pasji.

Świadomie odwróciłam teraz kolejność, to co rozpoczęłam z P_P muszę ukrócić. Zwrócić mu wolność. Ma prawo do kochania, posiadania dziewczyny przy sobie. Teraz wyrzuty mnie wzięły,że korzystam z czegoś, co nie jest dla mnie. Chciałabym kochać i być kochaną.

Wrócić do książki? Starym zwyczajem zakopać się w kocach, przy świetle nocnej lampki dyskretnie ocierać łzy z policzka? Ciągnie mnie do tego jak cholera, z drugiej strony wiem,że muszą się wziąć do pracy, zaczną się niedługo kolokwia, zaległe prace czekają. I tak rozdarta wewnętrznie jestem.Nikt nie pozszywa.

Rozwiązaniem byłoby pewnie też wzięcie tego wszystkiego za mordę i powiedzenie sobie: Frankly, my dear, I don’t give a damn.

11 listopada kojarzy się Polakom z patosem, podniosłością, smutkiem i nieszczęściem narodowym. Czy to nie wspaniale,że mamy wolną Polskę? Że mówimy po polsku, istniejemy na mapie, śpiewamy polskie piosenki, tańczymy do polskich biesiadnych utworów, jemy polską kiełbasę i zapijamy polską czysta wódką? Że nie musimy bać się Niemców, Rosjan, terrorystów islamskich korzeni. Od zawsze byliśmy krajem tolerancyjnym, każdy obcokrajowiec mógł bez obaw przybyć tu w poszukiwaniu spokoju. Czy zatem nie powinniśmy bawić się i cieszyć jak Amerykanie? Wesołe i głośnie parady, radosne dzieci machające flagami, kobiety z naręczami kwiatów, mężczyźni w czerwono- białych kapeluszach. To niemożliwe u nas. nie w najbliższym czasie. I tu chciałam zacytować wypowiedź mojego S.S. Nicieję dla NTO:

By radośnie świętować, musimy inaczej spojrzeć na swoje państwo – mówi prof. dr hab. Stanisław Sławomir Nicieja, historyk, były senator RP.

– Dlaczego, w przeciwieństwie choćby do Amerykanów, świętujemy rocznicę odzyskania naszej niepodległości patetycznie, ale raczej smutno?
– Bo mieliśmy mocno nokturnową historię, szczególnie ostatnich dwóch wieków. W historii narodu, który nie miał własnego państwa, jest cały ciąg nieudanych, źle zorganizowanych prób odzyskania niepodległości, co skutkowało wielką liczbą ofiar. Gdy w ostatnich 200 latach odradzały się państwa narodowe, myśmy swoje stracili. Brakowało nam sukcesów. Za to prawie każdy miesiąc wiązał się z jakąś trudną rocznicą. Nauczyliśmy się zasmucać, nawet wtedy, gdy wygrywaliśmy. No i nasze święto niepodległości wypada w zimnym, słotnym listopadzie. Trudno wtedy manifestować radość.

– Nie sądzi pan profesor, że gdybyśmy świętowali patriotycznie trochę weselej, więcej młodych ludzi brałoby udział w tych uroczystościach?
– Pewnie tak by było, ale trzeba dopiero wypracować formułę takiego świętowania. Przecież nawet nasza pieśń patriotyczna jest nostalgiczna: „Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani”, „O mój rozmarynie”. Bohaterowie tych pieśni to „chłopcy malowani”, ale przecież oni jednak giną. Patriotyzm nie musi być smutny, ale trudno nam będzie przełamać taki stereotyp. Musimy poszukać nowej patriotycznej symboliki, uciec od tej dołującej traumy, skoro mamy normalne demokratyczne państwo. Tego ad hoc nie zrobimy. Potrzebna jest poważna debata pedagogów, humanistów, ludzi kultury na ten temat.

– Do świętowania z uśmiechem namawiał wczoraj Polaków w telewizji prezydent Komorowski…
– I słusznie, bo życie nie jest pasmem klęsk. Toczy się raczej po sinusoidzie, wzloty i upadki się przeplatają. Takie chwile jak odzyskanie niepodległości są chwilami sukcesu, coś się nam udało. Więc cieszmy się. Na taki jasny ton muszą się nastawić przede wszystkim szkoła i media. Przy okazji świąt narodowych nie trzeba puszczać w tv koniecznie upiornego filmu o tym, że nas zaborcy gnębili, a w radiu od razu mrocznego Chopina. Niestety, dostojeństwo zaczęło się nam kojarzyć ze smutkiem. Gdzieś zgubiliśmy powab radości. Dobrze, że prezydent próbuje to zmienić, choć pomysł z przypinaniem kotylionów z okazji 11 Listopada jest trochę infantylny. Żeby się patriotycznie cieszyć, musimy inaczej, z większym optymizmem, spojrzeć na swoje państwo. Tego żaden prezydent nie zadekretuje.

Czeka nas jeszcze trochę pracy nad spojrzeniem na Ojczyznę. Jak na razie w klimacie panującym zaserwuję znaną pieśn patriotyczną: My, Pierwsza Brygada

Jeden z wielu powodów do dumy: Polscy laureaci Nagrody Nobla

1903 — Maria Skłodowska-Curie – w dziedzinie fizyki łącznie z Henri Becquerelem i Piotrem Curie
·    1905 — Henryk Sienkiewicz – w dziedzinie literatury
·    1911 — Maria Skłodowska-Curie – w dziedzinie chemii
·    1924 — Władysław Reymont – w dziedzinie literatury
·    1980 — Czesław Miłosz – w dziedzinie literatury
·    1983 — Lech Wałęsa – Pokojowa Nagroda Nobla
·    1995 — Józef Rotblat – Pokojowa Nagroda Nobla łącznie z ruchem Pugwash
·    1996 — Wisława Szymborska – w dziedzinie literatury

Trochę radości z tego,że jesteśmy Polakami, ludzie! 😀

Jestem takim typem człowieka, któremu w środku coś siedzi i gryzie. Męczy i dręczy, bo nie wie jak się wydostać. Próbowałam chyba wszystkiego: tańczyłam, rysowałam, malowałam, śpiewałam, grałam na scenie, pisałam opowiadania, wierszyki, rysowałam mangę, wymyślałam sztuki, scenariusze, recenzowałam płyty, filmy, sztuki, książki, organizowałam imprezy a niedawno i fotografowałam. Nie znalazłam żadnego środka wyrazu. Nie wiem czy dobrze robiłam, czy był to słomiany zapał, ale próbowałam. Może do czegoś wrócę. Wiem jednak,ze teraz będę próbować swych sił w podróżowaniu stopem. Żadna sztuka? Niby tak, ale jednak trzeba wykazać się czymś: siłą, determinacją, odwagą i rozsądkiem.. i oczywiście wyobraźnią! 😀

Tytuł dałam jaki dałam, dlatego wrócę do fotografii. Dlaczego zajęłam się tym? miałam przyjemność poznać pewną grupę zapaleńców biegających z kilogramowym obciążeniem u szyi. Nie pamiętam, którą lustrzanką zrobiłam swoje Pierwsze zdjęcie, ale wciskając spust migawki prąd przepłynął po moich palcach i trafił prosto w serce.  Zrobiłam parę fotorelacji z imprez, parę zdjęć tematycznych lub też nie… byłam też po drugiej stronie obiektywu, biorąc udział w Wampirzej Sesji (tu, tylko te zrobione przez Sebastiana). Chciałam w tym wpisie pokazać moich znajomych fotografujących, parę swoich fotek i stronę szkółki Sony, która na pewno w jakiś sposób mi pomogła. Zapomniałam wspomnieć o 35 mm Podcast, ale już nadrabiam. 🙂

Parę moich manipulacji:

A tu znajdziecie moich fotografów i reporterów:

Adrian Kowalik i Sebastian Krasoń. Niestety nie wiem co stało się z fotoblogiem Jakuba Strzeleckiego, mam nadzieję, że niedługo powróci w sieci.

Chciałabym również, aby ktoś z Was rzucił okiem na prace, kogoś kto jest mi bardzo bliski. W sumie nazywam cały ten precedens terapią fotograficzną, bo od kiedy przytargałam do domu książkę Scotta Kelby’ego i od czasu do czasu przechowywałam sprzęt chłopaków mój tata poczuł silną chemię do tego całego cyrku. Jego wariacje można spotkać w tym fotoblogu.