Jestem z siebie zadowolona. To co sobie zaplanowałam przez wakacje, ciałem się stało.
Powiedziałam sobie: To pierwszy rok, już teraz musisz zacząć pracować na nazwisko. Musisz dostać się do studenckiego radia. Daniel dodatkowo napędzał mnie i jestem wdzięczna za pomoc. Żadnego „może”, „chyba”, „nie wiem”, trybu przypuszczającego. I to bezczelne pytanie podświadomości: Ty nie dasz rady, ty?? Chyba się nie boisz TCHÓRZU?!
I oto jestem w gronie radiowców. Rekrutacja? Nie było opcji, bym nie zrobiła któregoś zadania. Choćby nawet do deadline’u zostało półgodziny. 😀 Przeszłam szkolenia, jestem na etapie wdrażania się w pracę studia. Leszek pozwolił mi hasać po newsroomie. Miejmy nadzieję, że wszyscy, a przede wszystkim ja sama, będą zadowoleni z mojej pracy. Za mną już potyczki stołowe z heblami i mikrofonami. Efekty pierwszej można sprawdzić tutaj. Wyszło śmiesznie, no ale… taka już moja natura- musi być przyjemnie i zabawnie. ;]
Ludzie? Zaczynam się powoli przekonywać do stwierdzenia, że mnie nie zjedzą. Parę osób zdążyłam już polubić, mam nadzieję, że to grono wkrótce się powiększy.
Czwartek. Pierwszy dzień w newsroomie. Czuję się jak w cukierni. Nie wiem za co się zabrać, czego spróbować, gdzie palce włożyć. To swoista magia. Nie ogarniam wszystkiego, ale dobrze mi z tym. Kocham chaos, jest taki twórczy. Pasjonuje i rozwija. Otwiera na nowe możliwości, ludzi. Uświadamia nam nasze umiejętności i talenty. Stąd liczę na to, że współpraca z interesującymi ludźmi w tym projekcie spełni mnie… w końcu.
Swoją droga doszłam do wniosku,że za mało robię pod kątem samodoskonalenia. Postanowiłam zabrać się za stan fizyczny. Pół roku bez uprawiania sportu jest ogromną stratą dla mnie.Próbowałam wielu dziedzin: piłka ręczna, siatkówka, piłka nożna, softball, rower, bieganie, taniec. Trzeba wrócić do czegoś. Może ręczna?
Wiem!
Dziś poczułam zew trepów. Tak, możecie się śmiać, jak to brzmi ?? Zew… trepów! Nie inaczej- Tatry mnie wzywają. Czuję to pod skórą, czuję to we krwi. Gdy poczułam chłód płatków śniegu na policzku, przeszedł mnie dreszcz. Zarówno wychłodzenia jak i podniecenia.To właśnie to. Niestety w najbliższej przyszłości nie będzie mi dane zmarznąć na górskim stoku. Nie marzy mi się teraz nic innego jak skurcz łydek, ciężar plecaka, ubłocone spodnie, zaczerwienione ręce od łańcuchów i smak gorącej herbaty z cytryną w schronisku w przerwach między kostkami gorzkiej czekolady. 🙂 O! Wrzucę parę zdjęć z ostatniego wypadu! 😀
Niezła retrospekcja! Ryjek mi się ucieszył na widok fotek. Nawet poczułam smak szarlotki z Doliny Strążyńskiej! 😀
To akurat Dolina Pięciu Stawów.
A tu Hala Gąsienicowa.
Roháče- w drodze na Słowację.
Prawdopodobnie Dolina Chochołowska. Zdjęcie jest dowcipem, proszę sobie nie brać do serca. Chociaż… ;]
I skoro już jesteśmy przy Tatrach to pozwolę sobie przywabić tutaj Tetmajera i jego „Widok ze Świnicy do Doliny Wiercichej”
Widok ze Świdnicy do Doliny Wierchcichej
Taki tam spokój… Na gór zbocza
światła się zlewa mgła przezrocza,
na senną zieleń gór.
Szumiący – z dala wśród kamieni
w słońcu się potok skrzy i mieni
w srebrnotęczowy sznur.
Ciemnozielony w mgle złocistej
Wśród ciszy drzemie uroczystej
głuchy smrekowy las.
Na jasnych, bujnych traw pościeli
pod słońce się gdzieniegdzie bieli
w zieleni martwy głaz.
O ścianie nagiej, szarej, stromej,
spiętrzone wkoło skał rozłomy
w świetlnych zasnęły mgłach.
Ponad doliną się rozwiesza
srebrzystoturkusowa cisza
nieba w słonecznych skrach.
Patrzę ze szczytu w dół: pode mną
przepaść rozwarła paszczę ciemną –
patrzę w dolinę, w dal:
i jakaś dziwna mię pochwyca
bez brzegu bez dna tęsknica,
niewysłowiony żal…
I tym akcentem kończę na dziś.