Category: Chaotyczna szuflada


Swego czasu znalazłam na natemat.pl wywiad z vblogerem, który na miesiąc zaprzestał używania internetu. Totalnie żadnego używania. Przez 31 dni. Kręcił jednak w tym czasie filmiki, które jego znajomi wrzucali na kanał YT. Tak sobie potem pomyślałam: Co za przesada, żeby takie halo robić z tego, że ktoś nie używa internetu. Wielkie mi co. Nie chce, to nie używa. Po co tak przeżywać.
Przyszło mi się jednak samej zmierzyć ze sobą. W momencie gdy każdą wolną chwilę poświecam na przejrzenie nowości na bzdurnych portalach, zaczęło mi się nasuwać, ze coś może być nie tak. Tym bardziej, kiedy kwestie wypowiedzi na każdy temat sprowadzam do tekstu z mema. Nosz kurde, jakże to tak. Porozumiewać się równoważnikami zdań z obrazków w normalnej konwersacji?

Nie było innego wyjścia jak tylko siłą zamknąć sobie drzwi do większości portali. Wystarczyła odpowiednia wtyczka do przeglądarki. Spytacie pewnie, a co wtedy , kiedy nie używasz swojego komputera? Fakt, czasem jest to ogromna pokusa, jednak poczucie rozczarowania jest silniejsze niż chęć obejrzenia dominacji kotów w internecie. Zdałam sobie sprawę z tego, że jestem uzależniona. W sieci spędzam dziennie średnio 5 godzin, jeśli nie więcej. Zamiast jednak korzystać z wiedzy i pomysłów całego świata, ja włączam 4 witryny: kwejk, joemonster, FB i Gmail. No jakaś masakra.

Odkąd nie mam dostępu do tefo typu portali, zdążyłam odebrać i odpisać na wszystkie maile, uaktualnić i rozbudować stronę, zrobić porządną prasówkę, rozeznać się w programach stypendialnych, stażowych i wolontariackich. Zaaplikowałam na kilka ofert pracy. Zbudowałam od nowa swoje cv. Uporządkowałam dokumenty FSRN UO. Napisałam część pracy licencjackiej i zaczęłam artykuł od Indeksu, który oddam do recenzji w tym tygodniu. Jestem z siebie dumna.

A wystarczyło powiedziec do lustra, na głos dwa słowa: Jestem uzależniona. Przyznać się do tego. Po prostu.

Internet to skarbnica wspaniałości, idealne narzędzie pracy, zarządzania, organizowania, tworzenia. Trzymam za siebie kciuki, by wykorzystać ten zdobyty czas jak najlepiej.

Resurrection

-Everyone needs a hobby…
-So what’s yours?
-Resurrection.

                                   „Skyfall”, reż. Sam Mendes

Końcówka roku nie należała do najradośniejszych. Chociażby dlatego, że czuję się już wypalona w niektórych kwestiach. Szczerze mówiąc to od jakiegoś czasu boję się swojej skrzynki mejlowej, kto zliczy ile tych mejli z najróżniejszymi zobowiązaniami się pojawiło?
Choć i tak  jest nieźle, bo zaczynam wstawać bez kurwy na ustach. Zrobiłam sobie nawet postanowienie noworoczne, że będę podchodzić do świata z lepszym nastawieniem, a to już coś. Oczywiście oprócz tego jest jeszcze 12 innych, do których będę dążyć. Ku mojemu zaskoczeniu nie są to wielkie rzeczy, a raczej te małe przyjemności. O czymś to świadczy.
Strasznie żałuję, że nie znalazłam postanowień z ubiegłego roku, mogłabym zrobić sobie rachunek sumienia. Zaplanowałam sobie ambitnie, że zrobię takie multimedialne podsumowanie. Ukoronowanie cholernie ciężkich dwunastu miesięcy.

Moim pierwszym celem jest zdobycie kalendarza, niestety nie zdążyłam zakupić jeszcze. Bez niego czuję się bezbronna jak żółw bez swojej skorupy. To na prawdę straszne uczucie. Nie jestem w stanie się zorganizować. Nic zaplanować, telefony, spotkania, prace zaliczeniowe kołatają się w głowie jak kości do gry rzucone na stół.
Zresztą moją wielką pasją jest robienie notatek na marginesach, chusteczkach, stronach gazet czy właśnie na kartkach kalendarza. Nawet zapragnęłam posiadać kalendarz, który sama ozdobię grafikami, cytatami wielkich ludzi, mądrościami życiowymi i spostrzeżeniami. Chciałabym później podarować taki zapisany mną kalendarz mojemu dziecku. jeśli takowe w ogóle będzie. by mogło poczuć koloryt mojej młodości. To będzie coś. 🙂

***

Jako, że ostatnio przysiadłam do pracy licencjackiej, moja uwaga zwróciła się ku książkom o tematyce dziennikarskiej. I tak oto wpadło mi istne cudeńko w ręce- Antologia wywiadów prasowych wszech czasów (wybór i opracowanie Christopher Silvester). Postanowiłam, że z każdego wywiadu będę wypisywać tu najciekawsze myśli, uwagi. Jak się okazuje niektóre z nich, pomimo upływu wiele lat, są niezwykle aktualne.

Sama książka zaczyna się od perełki, która w moim odbiorze była jak sam Graal. Według znawców przedmiotu pierwszy wywiad przeprowadził i opublikował w 1859 roku, w  „New York Tribune” Horace Greeley, którego rozmówcą był przywódca Kościoła mormonów, Brigham Young. Wywiad nie jest specjalnie wywrotowy, ale świadomość, że to pierwszy „prawdziwy” wywiad, nadaje mu niesamowitego kolorytu. Przynajmniej dla mnie 🙂

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko w pełni zmartwychwstać i podzielić się z Wami swym odkryciem. Zatem do zobaczenia! 🙂

W ubiegły weekend miałam okazję powiększyć swoją wiedzę medialną. Piszę medialną bo mam na myśli dziennikarskie i PRowskie podejście do  tematu. Z tego miejsca chciałabym gorąco podziękować Markowi Witkowskiemu za ponad dwugodzinne zajęcia z PR dla organizacji studenckich. To były najlepiej wykorzystane dwie godzinny od dłuższego czasu, dlatego nie zawaham się polecić CCUSA, w które jest zaangażowany Marek – na terenie Gdańska. Więcej info w odnośniku. 🙂

Chciałabym się dziś podzielić wiedzą jaką udało mi się uzyskać na warsztatach- by żyło nam się lepiej! 😉 

W ramach PR organizacji/inicjatyw studenckich postaram  się pokazać jak powinno pisać e-maile do uczelnianych jednostek, studenckich mediów, itp. 😉 Na niektóre elementy naniosłam własne doświadczenia.

TYTUŁ MAILA

Jest krótki, rzeczowy i powinien zawierać słowa-klucze np. STUDENT, PRAKTYKI, WYJAZD, ABSOLWENCI. Wszystko to co przykuje wzrok pani z dziekanatu. Istotne jest dodanie w temacie daty. Pozwala ona wizualizować  i zaplanować wstępnie sobie naszą inicjatywę.

TREŚĆ MAILA

Zasadnicze jest już rozpoczęcie. Nie witamy się! Mówimy/ piszemy dzień dobry. Pierwsza forma jest poufała i może zostać źle odebrana. 😉
Opisując naszą inicjatywę odpowiadamy na 5W czyli what,where,when,why,what+ how. Według mnie najlepszą kolejnością odpowiedzi jest: co/kto/dla kogo/kiedy/gdzie/po co.
Następnie piszemy instrukcję obsługi czyli co ma odbiorca zrobić z naszym przekazem i warto to zrobić nawet łopatologicznie, ostatnio w administracji uczelni spotkałam panią, która nie wiedziała jak w Wordzie stworzyć drugą stronę dokumentu. Przykład:

W załączniku jest notka prasowa. Należy ją zamieścić na stronie jednostki (np. Instytutu Politologii). 

 Nam się wydaje to oczywiste, niestety nie zawsze to jest dla naszych odbiorców. 😉

Podajemy namiary na koordynatora projektu, odpowiedzialnego za kontakt. Jeśli coś nie będzie się zgadzało a odbiorcy będzie zależeć- odezwie się.

Stopka, warto ją mieć. Serio serio 😉 Jeśli nie, podpisujemy się pod mailem i ewentualną funkcją. Niech wiedzą z kim piszą, a co! 😉

PLIKI WIDEO

Te w fajnej jakości zazwyczaj są ciężkie. Mogą się długo ściągać i zniechęcić odbiorcę do czekania. Jeśli zależy nam na filmiku linkujemy go a najlepiej jak podajemy go w kodzie html (czy jakoś tak 😉 )  Na YT kod znajdujemy w Udostępnij >>Umieść. Dla bardziej biegłych, w nagłych przypadkach, kod może okazać się zbawienny.

ZAŁĄCZNIKI

Pierwsza zasada- im mniej, tym lepiej. Jeśli jest ich trochę, lepiej na koniec maila dodać link np. do Dropboxa czy Google Drive.

Na warsztatach padło stwierdzenie „stare baby olewają ZIPy i RARy”. Coś w tym jest. 😉 Wniosek stąd taki, że dla nich nie pakujemy plików.

Niektóre dokumenty warto przesłać w PDFie. To na prawdę ratuje tyłki!
Jeśli chodzi o notki prasowe w załącznikach warto pisać je w notatki lub Wordpadzie. Te rozszerzenia zawsze się otwierają i nie będzie krzaczków. 😉 Dla mediów ważne są cytaty i wypowiedzi specjalistów ( z imienia, nazwiska i funkcji).

Obrazki trafiają w jpg’u lub png’u. Inne rozszerzenia mogą przestraszyć pracowników administracji 😉 No.. chyba, że inaczej umawialiśmy się, wtedy nadsyłamy w najlepszej jakości jaka jest a najlepiej w formie grafiki wektorowej. Najlepiej sprawdza się  to na logotypach.

Jeśli info ma trafić do mediów, to warto dorzucić jakiś gratis. Do radia warto podesłać nagraną zapowiedź w odpowiedniej długości w formacie MP3.

Tyle mojego wymądrzania. 😉 Jeśli komuś coś pomogło, to bardzo mnie to cieszy. Warto było tłuc się do Gdańska. 😉

Aa… poprawnie napisany e-mail to dopiero początek zabawy. 😉

Podziękowania dla Marka Witkowskiego.

Tajemnicą niezgłębioną jest zachowanie niektórych ludzi w akademiku. Niestety nie jestem tego wytłumaczyć  Jedni po prostu potrafią mieszkać, a inni niestety nie. Kmicica darzę prawie 3-letnią miłością i na jakimś stopniu jest ona odwzajemniona. Są jednak takie momenty, kiedy człowieka zalewa krew, tak, że najgorsza menstruacja to przy tym pryszcz.

I. Jak, kurczaczki na wacie, można myć naczynia w umywalkach w łazience? Sama, kurde, opłukuję kubki po herbacie czy kawie (bez fusów) tam, ale nie myjemy tak kurczakowych cycków, nie myjemy garnki po makaronach itp. Jak widzę takie rzeczy, to wyglądam gorzej niż ten mem.

No i jak tu się zachować, pioruny się cisną a trzeba to na spokojnie zrobić, by żyło się lepiej, jak to mawiało się dawnymi czasy w polityce.

II. Po drugie, kurczaczki na wacie, akademik akademikiem, ale szanujemy ciszę nocną. To niby takie proste, że jak robisz imprezę, to wcześniej o tym informujesz sąsiadów. Niech sobie nie strzępią nerwów niepotrzebnie. A jak robisz sobie karaoke mając talent Mandaryny, to w okolicach północy wypadałoby ściszyć jadaczkę. Nie każdy musi cierpieć, a niektórzy, wyobraźcie to sobie, chodzą na poranne – nieobowiązkowe- wykłady. Taaak, są tacy! Nie wszyscy chodzą spać o 4.00 i wstają o 11.00.

III. Po trzecie, kurczaczki na wacie, co to za jakaś mania zostawiania puszek po piwskach, śmieci, opakowań w windach. Wypiłeś, wyrzuć do kosza, który zazwyczaj znajdziesz na końcu korytarza lub w kuchni, na każdym piętrze. Na każdym! Nawet jak już nie jesteś w stanie czołgać się, to włóż te pieprzone śmieci do kieszeni i zabieraj je ze swoją nieokrzesaną dupą.

Zirytowałam się…

IV. Albo windy. To jest dopiero masakra. Jak już jest cud i wszystkie trzy działają, to „zawołaj” tę, która jest najbliżej Twojego piętra. Kierwa, jakie to oczywiste. Kilka sekund zmagań

matematycznych i już wiesz, która bramkę należy wybrać. Cierpliwości studencie, cierpliwości. Jak przez 3 sekundy nie reaguje nie musisz od razu wciskać kolejne dwie windy. Cierpliwości. Przez takie własnie rozpasane zachowanie innych, Ty musisz czekać. I na odwrót.

V. Kuchnie to odwieczne forum studentów. To tu bije życie piętra, to tu kończy/ zaczyna się nie jedna impreza. To tu czasem odgrywają się sceny dramatu. Jak można komuś ukraść garnek?? Jak można podpierdzielić przyprawy, olej czy makaron. Jakie najnikczemniejsze pobudki kierują potworami, które tak robią! Mama nie uczyła, że nie bierze się cudzych rzeczy?! Jeśli ktoś chce oddać sprzęt kuchenny to zazwyczaj zostawia przy nim kartkę „Weź mnie/ zaopiekuj się mną/ chętnie oddam w dobre ręce/ itp.” . Jeśli takiej kartki nie ma i ten garnek nie wygląda na porzuconego, to go po prostu nie ruszaj.

Mam nadzieję, że ten manual do czegoś się przydał. Jak go wydrukujecie i powiesicie na piętrze, czy na tablicy ogłoszeń to będzie turbosympatycznie. Jeśli macie jakieś pomysły do niego, piszcie w komentarzach. 😉

Mikro-Makro- Trudne sprawy

Czeka mnie wymiana dowodu osobistego. Postanowiłam zaraz po przyjeździe do domu zrobić zdjęcie i złożyć dokument. Dlaczego mi się to nie udało, choć misja nie jest „specjalna”?
1. Jak się okazuje Urząd Stanu Cywilnego w Brzegu działa od 8.00 do 12.00, bo brakuje pieniędzy na jego utrzymanie. To jakaś paranoja, przynajmniej w moim mniemaniu. Co jak co, ale USC powinien funkcjonować dłużej, albo w późniejszych godzinach, tym bardziej, że większość dokumentów należy składać osobiście, . Jestem przekonana, że są takie komórki, które można finansowo pociąć i przekazać fundusze na rzecz USC. Ręce opadają.
Na nic moje dzisiejsze porywy, bo zjawiłam się pół godziny po czasie. Oczywiście potrzebne druki nie były również dostępne na stoliku obok USC, co do tej pory było standardem. Z pustymi rękami wróciłam z Urzędu Miasta.
2. No to może zdjęcie zrobię, będzie do dowodu i prawa jazdy- pomyślałam. Powszechnie wiadomo, że standardowa kobieta zanim pójdzie do fotografa, zaliczy jeszcze wizytę u fryzjera- zdjęcie przecież musi być nieskazitelne  😉 Szybko jednak odpuściłam ten pomysł. We wszystkich salonach kolejki. Panie robią trwałą, czeszą, ścinają, farbują itd. itd. W końcu jutro trzeba pokazać się na cmentarzu. Na potwierdzenie słowa pewnego pana, podsłuchane przy kasie – Kruca, musze jeszcze łeb opitolić, bo mnie stara do domu nie wpuści. Idziemy do Ryśka na grób i mi powie przy ludziach, że wyglądam jak małpa. Tak na marginesie, ogromnie rozbawiło mnie to „kruca”. 😉
O tym co będzie się działo jutro, pisać nie będę, nie ma sensu.
Znalazłam jednak świetny obrazek. I to wystarczy.

Tak długo się tu nie pojawiałam, że mam aż wyrzuty sumienia. Choćbym sobie to tłumaczyła najlepiej jak potrafię, to winę za to ponosi totalny brak organizacji czasu wolnego. Przepada on gdzieś pomiędzy snem, jedzeniem a przeglądaniem niewzmagającego Kwejka.pl.

Książki:

POKALANIE – PIOTR CZERWIŃSKI

Minęło grubo ponad ćwierć wieku, a ja żyję w okruchach czasu na wielkiej szufli. Zamiatam na nią coraz wiecej szkła i paprochów, śmieci, biletów, barowych rachunków, wydruków z bankomatu, opakowań po kondomach i papierków do żucia. (…) Tacy jak ja są na indeksie. Nie noszą lajfstajlowych ciuchów, więc cerberzy w modnych klubach nie chcą ich wpuścić. Tacy jak ja mają szafy z ubraniami sprzed dziesięciu lat; wkrótce będą one szafami z ubraniami liczącymi lat dwadzieścia.(…)Mamy do wyboru: kapcie i telewizor albo ostateczną degrengoladę. W świecie, w którym eros zastąpił etos, a money zastąpiło honey, nie ma już dla nas miejsca

Piotr Czerwiński tworzy autobiografię niepokorną. Jest ostra, pełna ciętego, czasem sztucznego języka. Pełna kolorów. Z krwi i kości. Nie cacka się z przyzwoitością, delikatnością. Kocha niewłaściwe kobiety, pije bez umiaru, zarabia jako dziennikarz i szarpie się z przeszłością. Wspomina fascynację niepopularnymi wówczas Stones’ami, kolejki po arbuzy w osiedlowym sklepie, studia filozofii, obalanie taniego sikacza w miejscach publicznych. Pisze o Warszawie, której już nie ma. O innym Jarocinie.

Pełno tu dwuznaczności, temperamentu, niewybrednego słowa, dosadnego dowcipu i tej siermiężności lat 70-90. „Pokalanie” Czerwińskiego się połyka jak gorzką pigułkę. Jednak wśród goryczy znajdziemy drobinki cukru. 

Miała wszystko czego dusza zapragnie. Z wyjątkiem duszy.

SUPER SMUTNA I PRAWDZIWA HISTORIA MIŁOSNA – GARY SHTEYGART

Od radu mówię, że dopiero zaczęłam, ale już teraz mogę powiedzieć, że jestem zachwycona światem przedstawionym. Główny bohater to wyalienowany 40-latek sprzedającym życie wieczne. Żyje w świecie otaczającym kultem młodość, urodę i sukces. Jeśli nie masz tych trzech wyznaczników, jesteś zerem.

To nowa nowa wersja Romea i Julii, adekwatna do naszych czasów. Co wyniknie z tego wszystkiego? Przyjemne dreszcze na plecach mówią, że będzie się działo. 🙂 Więcej powiem następnym razem.

zaglądnij tutaj

Radio:

Wszystko ma swój koniec. Zakończyła się zatem moja praca w newsroomie Radia Sygnały. Nie było to do pogodzenia z resztą obowiązków. Trochę mi tego brakuje, ale już znalazłam sobie nowe miejsce do pracy newsroomowej. Ale o tym za chwilę. Szczęści mi jednak dopisuje bo dostałam czas antenowy i co środę mogę pogadać sobie do słuchaczy, ba! Wejść w niesamowitą interakcję z nimi. Wystartowałam z audycją Masz Wiadomość, która jest dla mnie ogromnym wyzwaniem.

Przez cały tydzień można wysyłać na adres: rsmagdakurowska@gmail.com wszystko co chcecie by pojawiło się na antenie. Pozdrowienia, anegdoty, śmieszne/miłe lub też nie historie, wspomnienia, przeprosiny, zaproszenia, wyznania, wszystkie żale i troski, porady itp. Zauważyłam, że ma to moc terapeutyczną. Można wyrzucić z siebie „gnijące” odczucia, całkowicie anonimowo (jeśli się chce) i poczuć lepiej. Albo komuś sprawić przyjemność swoja wiadomością. To takie nadzwyczajne. 🙂
Muszę się przyznać  że przy pierwszej audycji ręce i głos drżały mi, jakbym po raz pierwszy była za stołem. Poczułam się jak taki podlotek, jak wtedy, gdy trzy lata temu  Szymon Wolf po raz pierwszy wpuścił mnie na antenę. To było przerażająco-ekscytujące. Chyba czegoś takiego mi brakowało od dawna. Ten niepokojąco-przyjemny dreszcz. Dla mnie magia. Mam nadzieję, że słuchacze byli również zadowoleni. No i oczywiście czekam na Wasze wiadomości. Odwagi moi drodzy! 🙂

każda środa

godzina 22.00

słuchacie na www.radiosygnaly.pl

piszecie na rsmagdakurowska@gmail.com

Telewizja

Taaak, pracuję w studenckiej telewizji. Nadarzyła się taka okazja, by spróbować swoich sił w tym medium. Co prawda zajmuję się tam głównie sprawami organizacyjnymi, bo taka też jest dola zastępcy redaktora naczelnego, ale to fajna praca. Ogromnie korzystam z doświadczenia wyniesionego z Forum Studenckiego Ruchu Naukowego (któremu nadal przewodniczę 😉 ). Na szczęście mam także pole do popisu przy newsroomie i wykazuję się jako wydawca. Przyznam, że jedynym elementem wspólnym pracy nad serwisem w radiu i telewizji jest po prostu efekt końcowy- serwis. Cała praca wygląda całkowicie inaczej. Dlatego dziś spędziłam około 6 godzin na produkcji, przy czym nie tknęłam nawet montażu. To ogromne wyzwanie, ale mam nadzieję, że wspólnymi siłami się udało. 🙂 Wszyscy się w końcu uczymy. 🙂
Gdybyście chcieli pooglądać efekty pracy moich koleżanek i kolegów, zapraszam gorąco na stronę www.100.uni.opole.pl . Zachęcam równie gorąco do komentowania materiałów! 🙂

 

Mam dla Was kolejne nowiny, ale pozwolę sobie pozwlekać jeszcze chwilę. Słowo daję- warto poczekać. Przyłożę się do wpisu całym sercem! 🙂 Na zachętę dodam tylko: Po co kobiecie sprzęgło? 😉 Miłego weekendu Kochani! 🙂

Szybka kasa

Dzisiaj będzie niezwykle krótko.

Gdybym chciała zarabiać w ciągu 2,5 minuty 50 złotych, zostałabym lekarzem medycyny pracy. I to takim co pracuje tylko z kierowcami. Urocza pani doktor popatrzyła tylko na ciąg krzyżyków w tabelce ze schorzeniami i urazami, podsunęła mi iluzję optyczną pod nos i zainkasowała pieniądze. Nawet nie sprawdziła, czy przypadkiem nie mam drewnianej nogi i metalowego haka zamiast dłoni.

Coraz bardziej się upewniam się w tym, że błędem było nieprzykładanie się do biologii.

Koci projektant

O przeprowadzce już pisałam, wiec nie ma co się powtarzać. Nie mniej jednak sytuacja się powtarza i teraz widzę to z innej perspektywy. Kociej. Załóżmy, że jesteśmy w trakcie przeprowadzki. Akcja  w „starym” lokum.  Co się dzieje w kociej głowie?

1. Czy ja dobrze widzę?? Jestem w raju! Boże, ile kartonów! Ile pudełek! Są moje, moje, mooooje! W każdym muszę się przespać. O… jak cudownie, tak mi dobrze, tak radośnie…ooooo!

2. Położyłaś swoje najlepsze sukienki na łóżku? Byłoby szkoda, gdybyś znalazła na nich moją prawie nieusuwalną sierść.

3. To twój kolczyk? Na pewno nie jest Ci już potrzebny. Poturlam go do kuchni!

4. To Twoje notatki? Nie możesz ich trzymać ich na podłodze, ktoś może je pobrudzić! Bllluueeeh. Bluuueeeeeh. Ups, kłaczek!

5. Aaaaa! Co to za człowiek?! Aaaa! Zabierz go od moich kartonów, albo odgryzę mu nogę!

Teraz przenieśmy się do nowego mieszkania.

1. Uuuuu, fajnie! Podoba mi się ten układ mebli. Mogę teraz przeskakiwać z biurka na szafę. Przecież nie trzymasz tam wyjątkowo ważnych rzeczy. Prawda? No nic przecież się nie dzieje, daj spokój. Dobra, uważaj zeskakuję na biurko. Uwaaaga! Boże, źle wymierzyłem. Twoje rzeczy teraz leżą na podłodze, podnieś je.

2. Te książki leżą na moim miejscu. To moje miejsce! Zabieraj je!

3. To nowy kocyk? Nie podoba mi się. O nie! Zaciągnąłem go pazurami! Ależ się zestresowałem! To przez ten kocyk!

4. Ta komoda tu nie pasuje, zupełnie! Poprawię ja, ok? Tu pociągnę pazurami, tu też. Jeszcze z tej strony. Teraz jest znacznie lepiej! W sumie… to mogę tu ostrzyć pazury.

5. Jaki ładny kwiatek. Od Leszka? Ciekawe jak smakuje.

6. Czy ja czuję psa? CZY JA CZUJĘ PSA?! Nie, to niemożliwe, no po prostu niemożliwe. Wprowadziliście się do mieszkania, gdzie był pies?! Normalni jesteście? Jak mi źle, jak niedobrze. Muszę sobie pomiauczeć. Przynajmniej cały dzień. Boże, jak mi źle.

7. Ej, człowieku! Ej, człowieku! Otwórz mi drzwi, nie byłem w tym pokoju! Otwórz mi! (otwieram) A… już mi się odechciało. Zostanę tutaj.

8. Chyba nie będziesz spać na tym łóżku? Już je sobie zaklepałem.

Wymieniać można by godzinami. Pewnie jest to, że mieszkanie nie projektujemy sobie sami. Nawet nie możemy myśleć o wykończeniu bez wzięcia pod uwagę porad kota. 🙂

Czytam sporo, bo co też mogę robić prawie codziennie przez sześć godzin. I jeszcze mi za to płacą. Tu malutka dygresja: przyszła dzisiaj dziewczyna, rocznik ’87, złożyła CV i uciekła. Nikogo nie szukamy, ale przecież jej nie powiem: Przykro mi, jest to zbędne. Szkoda mi jej, bo widać  było zrezygnowanie i apatię w jej oczach. Skończyła zarządzanie na polibudzie i teraz szuka pracy. Ja wiem, każdy sobie marzy godne wynagrodzenie za zrobioną pracę, z urlopem, możliwością rozwoju itp. A rzeczywistość jest taka, że pracujesz gdzie popadnie, za umowę zlecenie lub o dzieło, stawka za godzinę jako taka i jeszcze 1/4 zarobków znika w państwowej kieszeni. Powiedzmy sobie szczerze, ja jeszcze mogę sobie pozwolić na takie warunki, bo muszę to godzić z obowiązkami przewodniczącej  FKN, „dziennikarki”, stażystki a przede wszystkim studentki. Gdybym jednak skończyła studia, wszystkie zajęcia na uczelni i miała tak pracować, to nie wiem co bym ze sobą zrobiła.  No ale… miała być dygresja.

Więc idę raz w miesiącu do MBP w Brzegu i chowam się na dwie godziny między regałami. Takim oto sposobem trafiła w moje ręce „Katedra Marii Panny w Paryżu”  Wiktora Hugo. Z góry uprzedzam- nie łatwo czyta się Hugo. Konstruuje monstrualne zdania, wrzuca mnóstwo dygresji, nie skąpi porównań homeryckich, rozbudowanych opisów, szczegółów, szczególików. W akcję powieści wplata wydarzenia i postacie historyczne (czasem nieco zmodyfikowane). Przedstawia architekturę, sztukę z detektywistyczną dokładnością ale i krytyką z perspektywy swoich czasów. Wszystko to jednak nie może zostać pominięte podczas czytania. Każdy barwny element dopełnia powieści i sprawia, że wszystkimi zmysłami przenosimy się do XV-wiecznego Paryża. Miasta, w którym ścierają się masy kleru, kupców, wyższych sfer z wielokolorowym korowodem żebraków, Cyganów i złodziei. No ale wszyscy oni, razem wzięci są tylko tłem do historii miłosnej, fatalnej w skutkach.

Wyobraźmy sobie piękną, pełną czaru i uroku, siedemnastoletnią Cygankę. Codziennie można ją spotkać na obleganych placach, gdzie tańczy, śpiewa hiszpańskie ballady i zabawia sztuczkami słodkiej kózki Dżali. Ma swój cel do osiągnięcia, który z czasem zanika, gdy na jej drodze stanie dwóch, powiedzmy trzech mężczyzn. Jeden z nich to archidiakon, człowiek lubujący się w nauce, oddany alchemii i targany najdzikszymi emocjami. Drugi to przystojny, pewny siebie i nieco ograniczony kapitan łuczników. Trzecim, choć najmniej liczącym się w rozgrywce, jest „jednooki” garbus. Jak to się wszystko skończy? To już zadanie dla was. I gorąco do tego zachęcam!
Spotkanie z książką „Katedra Marii Panny w Paryżu” to kolejna konfrontacja dziecięcych uwielbień z „rzeczywistością”. Dineyowską bajkę „Dzwonnik z Notre Dame” oparto właśnie na tej powieści, która zresztą…nie jest skierowana do najmłodszych.

Drugą książką, którą już wykańczam to „Jarhead. Żołnierz piechoty morskiej” A. Swofforda.

Gdy w 1990 roku amerykańscy marines, zwani „jarhedami” zostali wysłani na wojnę w Zatoce Perskiej, Anthony Swofford był jednym z nich. Służył w stopniu starszego szeregowego w plutonie zwiadu-strzelców wyborowych Korpusu Piechoty Morskiej USA. Spędził sześć miesięcy życia na pustyni, wyczerpany i przerażony; był o krok od popełnienia samobójstwa; przyłożył broń do skroni kumpla z drużyny; stał się celem zarówno dla salw wroga, jak i towarzyszy broni. Sam konflikt polityczny stanowi uboczny wątek w opowieści autora, który językiem pełnym przekleństw, z cierpkim humorem, jaskrawo opisuje działania na współczesnym teatrze wojny, braterskie więzi oraz wyrafinowaną biegłość w zabijaniu, jaką nabył stając się „jarheadem”.

źródło

Powiem tak. Nie znajdziemy tu pięknych zdań. Będzie  to relacja wojny kogoś, kto ją kocha i jej nienawidzi. To spojrzenie oczami żołnierza zmagającego się z ludzką naturą w nieludzkich warunkach. Jest brutalnie, dosadnie, mocno. Czasem się niedowierza, czasem obawia się jednostajnego obrazu pustyni, czasem myśli się: Cholera, naprawdę tak jest? Nie zamierzam oceniać relacji. Oceniać zawsze jest łatwo, najłatwiej, gdy nie ma się nic z tym do czynienia. Ale skrajny żołnierski los, to wybór/ kompromis (?) między instynktem samozachowawczym, humanizmem i wiarą w dowolnego boga. Dlatego polecam.

Nad czym teraz pracuję? 🙂 Nad „Doliną Kości” M. Grubera. Określane jest jako literatura grozy, horror. Trafna klasyfikacja jeśli bierze się pod uwagę  studium wiary, szaleństwa i ludzkiego charakteru. Mamy tu pikantną historię, spisek międzynarodowy sięgający głęboko do korzeni władzy supermocarstwa, opętania i śledztwo. Wszystko to w oparach słonecznego Miami, kubańskich zapachów, wudu i jeszcze paru innych skomplikowanych czynników. Czasem czuję, że autor nie mógł zdecydować się na konkretna formę, dlatego łączy pamiętnik z bieżącą akcją. niemniej jednak wciąga i zmusza do wrzucenia 4 biegu w mózgu. Pobaw się w detektywa- złóż elementy układanki i odkryj kto stoi za wszystkim.

Z czystym sumieniem mogę zakończyć na dzisiaj. I choć jest jeszcze sporo do opisania, to można poczekać. Dajmy czas, by akcja mogła się rozwinąć. A gdy tak się stanie, bądźcie pewni, że zostaniecie świadkami wszystkiego. 😉

Czasem jest tak, że gdy czegoś się boimy i nie chcemy się do tego przyznać, zaczynamy roić sobie otoczenie pełne naszych obaw. Dobrym przykładem jest nieplanowana ciąża. Zabawiamy się bez antykoncepcji, mija trochę czasu i uświadamiamy sobie, że… ta dam!  możemy być w ciąży. Ni stąd, ni zowąd zaczynamy dostrzegać jak wiele ciężarnych kobiet nas otacza. W sklepach, w pracy, w kinie, w centrum handlowym. A nieubłagana myśl dręczy nas dopóki nie dostaniemy krwawienia albo… zrobimy test. Do czego zmierzam?

Gdy gra „sierpień” wyświetliła „game over” na ekranie, stało się jasne, że trzeba ruszyć swój szacowny tyłek i przyłożyć się do planowanych wydarzeń w najbliższym roku akademickim. Tak też by uciszyć swoje wyrzuty sumienia, udałam się na warsztaty reportażu. Poszczęściło mi się. Miałam do pomocy dwóch doświadczonych dziennikarzy NTO (byłych i współpracujących). Z tego też miejsca chciałabym gorąco podziękować obu Panom za poświęcony czas. Spędziłam  półtora godziny na dyskusji o dziennikarstwie obywatelskim, tabloidyzacji mediów regionalnych, misyjnością pracy dziennikarskiej i podstawowych elementach reportażu. Po każdym takim spotkaniu muszę sobie na nowo przewartościować zalety i wady wybranej kariery zawodowej. 😉 Brnijmy  jednak dalej w gąszczu myśli!

Jak już nieco uspokoiłam wewnętrzny strach przed bezrobociem 😉 zabrałam się za inwentaryzowanie wiedzy branżowej. I tak oto sięgam do Pressa i znajduję raport IMM o cytowalności mediów w lipcu 2012. Rzucam okiem na: Ranking prasy regionalnej -Najczęściej cytowane tytuły prasowe z danego województwa i w polu „opolskie” widać tylko poziome kreseczki. To samo w podpunkcie Najczęściej cytowane rozgłośnie radiowe i telewizyjne z danego województwa. I tu mój mózg wchodzi na wyższe obroty: dlaczego tak jest? Pojawiają się trzy hipotezy: 1. Kiepska jakość tworzonych materiałów, na które nikt nie chce się powoływać. 2. Duża konkurencja wśród mediów i wzajemne zwalczanie (?). 3. Żyjemy w najnudniejszym województwie w Polsce. No nie wiem, nie mam pojęcia. Z drugiej strony może nie ma co panikować, jeden raport o cytowaniu nie musi być miernikiem dziennikarstwa. No ale, nie o tym miało być.

Więc jak już przebrnęłam przez branżowe meandry, kwejka.pl i Facebooka, znów pojawił się Pies (ktoś mi kiedyś powiedział, że sumienie to pies, który gryzie, ale nie boleśnie). Ratunek był w moim kalendarzu, który bliższy jest mi niż bielizna, bez którego wpadam w popłoch i który sprawa, że wyglądam na poważniejszą (czyt. mądrzejszą). Chwyciłam go szybko i żeby wzmocnić się w postanowieniu poprawy, mówię na głos „Zrobię listę rzeczy, które muszę zrobić do połowy września!”. No to, pełna zapału, otwieram odpowiednią stronę i zaczynam: pismo do X, pismo do Y, pismo dla Z, iść do rektoratu, umówić się z Z, umówić się z Y, umówić się z X, poskładać w całość R, porozmawiać z W, zebrać QWER w którymś dniu, obmyślić plan na radiową karierę, wypełnić D, zatwierdzić C itd. itd. Po jakimś czasie, w bojowym nastroju do działania, zaczynam wertować kalendarz, by się zainspirować. Pełna chęci do działania, zwarta i gotowa na przyjście genialnych pomysłów, znajduję zapiski:

30. stycznia 2012

Poniedziałek/Monday/Montag/Lundi

Macieja/Martyny

9.00- Centrum Informatyczne

10.00 – Egzamin pisemny

11.00 Egzamin ustny

A pod tym widać karykaturę ninja i wielki napis : Fuck the exams! Be a ninja! A ninja? A journalist? Honey, the whore makes twice that money!” Całość kończy niezbyt zgrabna Pani Prostytutka namalowana niepewną ręką.

W tej samej chwili mydlana bańka zapału do pracy pękła z głośnym świstem. Na nic zdała się wewnętrzna walka z lenistwem. Zabiorę się za to później… Mam jeszcze czas… Zrezygnowana zaglądam na kolejne- losowe wpisy i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że poniedziałek to nie jest dobry czas na zabieranie się do ciężkiej umysłowej pracy. 😉 Mogę poświecić jeszcze jeden dzień wolnego (od zabawek) i ze spokojem poprzeglądać kalendarz…

3. Luty

Piątek/Friday/Freitag/Vendredi

Błażeja/Oskara/Hipolita

(pisane na szybko)

równoważnik zdania, human story, bez przymiotników, uśmiech Mona Lisy, funkcja fatyczna języka- podtrzymanie rozmowy,
 „dura sex, sed lex” i hasło „specjalizacja, kurwa!”

18. kwietnia

Środa/Wednesday/Mittwoch/Mercredi

Bogusławy/Apoloniusza

KRAKÓW

Twoja stara słucha Jantara!

…po dubstep rodem z kserokopiarki…

Dochodzę do wniosku, że napisanie bestselleru na podstawie ludzkich kalendarzy to bardzo dobry plan na życie. Pozostaje mi tylko uczyć się pisać i wykraść parę kalendarzy. Strzeżcie się!  😉