W okresie napięcia-przepięcia najróżniejszymi obowiązkami tylko jedno może sprawić, że ciśnienie zejdzie.
To niedźwiedzi uścisk dwumetrowego chodzącego nierozgarniętego dobra.
Owe chodzące nierozgarnięte dobro mało je, śpi albo bardzo dużo albo bardzo mało, nie może żyć bez swojego HTC i kalendarza oraz jest budzikoodporny. Nie lubi gdy się go łaskocze pod pachami, kiedy wtrąca mu się do gotowania, ani kiedy ginie mu ładowarka. Uwielbia za to wkładać palce do nieswojego ucha, łapać za stopy, jeść mięso, montować dźwięki i planować podbicie świata. W moich oczach jest aryjskim wojownikiem. Pedagogiem, który straszy dzieci. Materiałem na wynalazcę. Rzeczy niemożliwe załatwia od ręki, a na cuda każe czekać 7 dni. Jeśli chodzi o sprawy zwyczajne, jest wręcz przeciwnie- przyziemność nie wymaga priorytetów. Zbiera brudne skarpetki i najróżniejsze papiery. Poczucie humoru ma, a i owszem, całkiem ciekawe, o ile kogoś bawią suchary ( mnie bawią). Nie odmówi słodyczy. I nie śni o niczym, a przynajmniej nie pamięta niczego. Ma słabość do efektownych gier. Często używa słów z pogranicza czarnej magii, typu przeciwfaza. No i kocha każdy aspekt radia. Cieszy się jak dziecko na widok kolejnego radiowego artefaktu, świecącej żaróweczki, ścieżki dźwiękowej, gąbki mikrofonowej, śrubki, kostki, kabla, programu itepe. Nie widziałam u nikogo takich iskierek podniecenia w oczach, gdy mówi o kolejnych planach. A pod tą dwumetrową postacią chowa się ogromne serce dla każdego, kto jest tego wart. Przyjaciele mogą zawsze na niego liczyć. Jest nieocenionym wsparciem i drogowskazem. Prawdziwy skarb. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wszystko należy do mnie. Wszystko, wszyściusieńko. I każdego wspólnego poranka uśmiecham się do chwili, w której zgodziłam się pójść na czekoladę z tym przerażającym Leszkiem. Jestem szczęśliwa.