Nic nie jest takie jak w filmie. Można upodabniać okoliczności, można wmawiać, że to kwestia poczucia humoru. Nic jednak nie jest takie jak w filmie. Ani życie, ani miłość, ani kobiety czy mężczyźni. I nieświadomie nabieramy się na tę iluzję bez względu na wiek czy doświadczenie.

Tancerze w filmie Magic Mike byli jacyś magicznie magnetycznie pociągający. Całość okraszona dowcipem i nienarzucającą się seksualnością.
Całkiem inaczej było podczas piątkowego pokazu Mistrzów Polski tzw. Chippendales. To była idealna okazja, by sprawdzić jak wygląda To w rzeczywistości. Wyszło, jak zwykle, na minus.

Ku mojemu zdziwieniu wcale nie jestem taka wyzwolona jak dotąd myślałam. Rumieniłam się, czułam zawstydzona, zażenowana i zniesmaczona tym co dzieje się na scenie, bo o tym co było pod, to można napisać rozwlekły esej.

Przyznam, że wprost proporcjonalnie do ilości zrzucanych przez tancerzy ubrań, rosła w moich oczach przepaść między mężczyzną a facetem. Czuło się upływ męskości ze sceny.
Ktoś spyta, czego się spodziewałam w końcu to pokaz striptizu/tańca erotycznego? No cóż, może fajnej erotyki, magnetyzmu, interesującej i niezobowiązującej rozrywki?

Niestety, zamiast tego dostałam facetów obnażajacych swoje pośladki lub pozostających jedynie w skarpetkach i amerykańską flagą kryjącą krocze. FAcetów w stringach, zrywających z siebie ubrania jakby ich parzyły. Facetów, którzy wciagali na scenę z publicznośći pijane asystentki, eksplorujące ich skąpe majtki, klepiące po pośladkach, obłapiające i rozkładające przed nimi nogi. Mało brakowało bym została świadkiem orgii. Ubolewam nad sobą i zmagam się z pewnym rozczarowaniem. Czułam się, jakbym podglądała zwierzęta podczas kopulacji. Ciężkie, prymitywne, zwierzęce i pornograficzne igrzyska seksu.

Wniosek stąd taki, że fajna erotyka to ta w łóżku, magnetyzm to z osobą od której nie możesz oderwać oczu ( a nie od jej krocza), interesująca rozrywka to ta, w której chętnie i bez cienia zażenowania czy wstydu bierzemy udział.

Pieniądze i czas niby stracone, niby nie. Przynajmniej wiem czego już nie chcę. No i pozwala docenić to co się ma. 😉