Latest Entries »

Swego czasu znalazłam na natemat.pl wywiad z vblogerem, który na miesiąc zaprzestał używania internetu. Totalnie żadnego używania. Przez 31 dni. Kręcił jednak w tym czasie filmiki, które jego znajomi wrzucali na kanał YT. Tak sobie potem pomyślałam: Co za przesada, żeby takie halo robić z tego, że ktoś nie używa internetu. Wielkie mi co. Nie chce, to nie używa. Po co tak przeżywać.
Przyszło mi się jednak samej zmierzyć ze sobą. W momencie gdy każdą wolną chwilę poświecam na przejrzenie nowości na bzdurnych portalach, zaczęło mi się nasuwać, ze coś może być nie tak. Tym bardziej, kiedy kwestie wypowiedzi na każdy temat sprowadzam do tekstu z mema. Nosz kurde, jakże to tak. Porozumiewać się równoważnikami zdań z obrazków w normalnej konwersacji?

Nie było innego wyjścia jak tylko siłą zamknąć sobie drzwi do większości portali. Wystarczyła odpowiednia wtyczka do przeglądarki. Spytacie pewnie, a co wtedy , kiedy nie używasz swojego komputera? Fakt, czasem jest to ogromna pokusa, jednak poczucie rozczarowania jest silniejsze niż chęć obejrzenia dominacji kotów w internecie. Zdałam sobie sprawę z tego, że jestem uzależniona. W sieci spędzam dziennie średnio 5 godzin, jeśli nie więcej. Zamiast jednak korzystać z wiedzy i pomysłów całego świata, ja włączam 4 witryny: kwejk, joemonster, FB i Gmail. No jakaś masakra.

Odkąd nie mam dostępu do tefo typu portali, zdążyłam odebrać i odpisać na wszystkie maile, uaktualnić i rozbudować stronę, zrobić porządną prasówkę, rozeznać się w programach stypendialnych, stażowych i wolontariackich. Zaaplikowałam na kilka ofert pracy. Zbudowałam od nowa swoje cv. Uporządkowałam dokumenty FSRN UO. Napisałam część pracy licencjackiej i zaczęłam artykuł od Indeksu, który oddam do recenzji w tym tygodniu. Jestem z siebie dumna.

A wystarczyło powiedziec do lustra, na głos dwa słowa: Jestem uzależniona. Przyznać się do tego. Po prostu.

Internet to skarbnica wspaniałości, idealne narzędzie pracy, zarządzania, organizowania, tworzenia. Trzymam za siebie kciuki, by wykorzystać ten zdobyty czas jak najlepiej.

675 dzień.

Policzyłam dokładnie. 675 dni. Na polski to prawie dwa lata.

Leszek to jedyna osoba, która potrafi sprawić, by czerwona lampka przy biurku działała bez efektu stroboskopu. Jest cierpliwy, gdy trzeba pozmywać stos naczyń, a jednocześnie krew go zalewa, gdy po naszym M0,5 walają się bez umiaru moje ubrania, przy czym sam tworzy skarpetkowy mikroklimat pod biurkiem. Jako jedyny przerywa grę w Battlefielda, by posłuchać, by wiatrak w moim laptopie pracuje. Nie żałuje mi czekolady i nie pyta głupio „jJak można jeść tyle słodyczy?”. Zabawnie się śmieje, gdy się go łaskocze pod pachami. Nie instaluje gier na swoim smartfonie, tylko po to, bym mu nie podbierała telefonu. Strasznie mnie irytuje, gdy zaczyna gadać i gadać i gadać o realizacji dźwięku; na siłę stara się wtajemniczyć mnie w różne rodzaje kompresji itp. Drażni mnie, gdy wkłada mi palce do ucha albo pępka. Lubię, gdy mówi na mnie „Myszko- Kiszko”, bo gdzieś w tym tragikomicznym określeniu odnajduję coś ładnego. Śmieje się ze mnie, gdy płaczę na filmach. W nocy spycha mnie na krawędź łóżka, prosto na pożarcie potworów. Często mówi mi, że jest ze mnie dumny. Nie chce mi kupić chomiczka. Ani lemura. I wstydzi się, gdy mu to czytam na głos…

 

Praca w sklepie z zabawkami to fantastyczny punkt wyjściowy do studium kształtowania się wartości u małoletnich. W oparciu o obserwacje dorosłych oczywiście.

Otóż dwa dni temu klientka z synkiem wybierała figurkę z serii Lego Ninjago, w wielkim skrócie: są dobrzy samurajowie oraz źli wężowi wojownicy, którzy ze sobą oczywiście walczą. Młody usilnie nalegał na wężowego, ale matka nie zgodziła się na zakup kwitując sentencją: Nie pozwolę żebyś bawił się złymi postaciami. Kupię Ci tylko samuraja.

No i mnie wzięło. No bo jak to, tylko tymi dobrymi się bawić?!

Gdyby wyizolować tylko dobre postacie, a o złych w ogóle zapomnieć, to skąd będziemy wiedzieć, że ci dobrzy to rzeczywiście są ok? Oczywiście możemy przyjąć  tak, bo ktoś wcześniej to ustalił i nie zamierzamy nad tym rozmyślać. No po prostu  mur, cegła, nie zmienimy tego.
Fatalnie to świadczy o nas. W takim razie weźmiemy każde gówno za pewnik… bo ktoś tak wcześniej powiedział.
No dobra, ale bądźmy większej wiary w ludzi –  ustalmy, że jednak to nas nie bierze, że chcemy wiedzieć czy dobre postacie rzeczywiście są dobre. I teraz pytanie: jak mamy to sprawdzić skoro nie ma możliwości porównania? Nie może istnieć samo dobro. Musi istnieć czarny charakter, zły los, byśmy mogli docenić to co jest zadowalające. To przecież jasne jest jak słońce!

No ale możemy też przyjąć, że dobry wojownik jest zawsze ładny, kolorowy, ślicznie pachnie i robi zdrową kupkę  – bo jest dobry. Tak się zresztą przyjmuje dla uproszczenia- brudny – zły, czysty – ładny. Jeśli będziemy jednak tym się sugerować to trafiamy na ścianę, która nazywa się efektem aureoli. Zaczniemy punktualną osobę wizualizować sobie jako wspaniałą, uczynną, sympatyczną  itd. , tylko dlatego, że się nie spóźnia.
Skąd to ciśnienie? Bo nie podoba mi się takie przedstawianie świata dzieciom.Bo nie wszystko co ładne jest dobre.  Nie wszystko co szkaradne jest złe. Im szybciej będziemy to pokazywać najmłodszym tym lepiej przeżyją zderzenie z życiem codziennym prawie-dorosłego człowieka. I pamiętać, że przekazania tej wiedzy nie można  zostawiać telewizji, internetowi i kolegom z podwórka. Amen, kurde.

Wywiad dla „From Sea to Sea”. 1889 rok
fragmenty

„Usiadłszy z powrotem w wielkim fotelu, zaczął potem rozprawiać o prawdzie w literaturze i stwierdził, że autobiografia to jedyne dzieło, w którym autor, wbrew własnej woli i wszelkim swoim wysiłkom, ukazuje siebie  światwaintu w prawdziwym świetle.
– Wiele wątków z  życia nad Missisipi ma charakter autobiograficzny, prawda? – zapytałem
– Jak najbardziej – zawsze, gdy pisze się książkę, pisze się jednocześnie o sobie. Lecz w prawdziwej autobiografii chyba nie da się powiedzieć całej prawdy  sobie ani uniknąć kreowania się na użytek czytelnika.
Kiedyś przeprowadziłem eksperyment. Mam przyjaciela – człowieka, który na swoje nieszczęście zawsze mówi prawdę i za nic by nie skłamał – i namówiłem go, żeby napisał autobiografię dla mojej i swojej uciechy. Zrobił to. Z maszynopisu powstałaby książka złożona w oktawie. Ale choć był to dobry, uczciwy człowiek, na papierze okazał się strasznym łgarzem i skłamał w każdym znanym mi szczególe swego życia. Nie mógł się powstrzymać.
W naturze człowieka nie leży pisanie prawdy o sobie. Niemniej jednak czytelnik może się zorientować na podstawie autobiografii, czy autor jest dobrym czy złym człowiekiem. Nie potrafiłby wytłumaczyć, dlaczego odniósł takie wrażenie, tak jak mężczyzna nie umie wyjaśnić, dlaczego jakaś kobieta wydawała się mu się czarująca, choć pamięa, jakie miała włosy, oczy, usta czy figurę. I wrażenie, jakie odebrał czytelnik, odpowiada prawdzie.
– Czy zamierza pan kiedyś napisać autobiografię?
– Jeśli ją napiszę, to będzie tak jak w przypadku innych ludzi – ze wszystkich sił będe starał się wydać lepszym człowiekiem w każdym najmniejszym detalu, który mógłby rzucić cień. I – tak jak inni – raczej nie zdołam zwieść czytelników, żeby uwierzyli w coś innego niż prawda.
To oczywiście sprowokowało rozmowę o sumieniu. Wtedy Mark Twain powiedział ważne, pamiętne słowa:Rudyard_Kipling_1
– Sumienie to dokuczliwa rzecz. Jest jak dziecko. Jeśli pieścisz się z nim i dajesz mu wszystko, czego chce, staje się marudne: zatruwa ci wszelkie przyjemności i przysparza zgryzot. Traktuj więc swoje sumienie jak wszystko inne. Kiedy się buntuje, daj mu klapsa – bądź surowy, powiedz mu do słuchu, nie pozwól, by cały czas ci dokuczało; wtedy wychowasz je sobie, to znaczy – właściwie ukształtujesz. Marudne sumienie niweczy wszelkie przyjemności w  życiu. Ja chyba z moim zrobiłem porządek. W każdym razie rzadko się odzywa. być może byłem zbyt srogi i zabiłem je. Nie wolno zabijać dziecka, ale wbrew temu, co powiedziałem, sumienie pod wieloma względami różni się od dzieci.
Może dobrze, kiedy jest martwe.”

Wywiady prasowe wszech czasów. Antologia
Christopher Silvester
ISKRY, 2005

-Everyone needs a hobby…
-So what’s yours?
-Resurrection.

                                   „Skyfall”, reż. Sam Mendes

Końcówka roku nie należała do najradośniejszych. Chociażby dlatego, że czuję się już wypalona w niektórych kwestiach. Szczerze mówiąc to od jakiegoś czasu boję się swojej skrzynki mejlowej, kto zliczy ile tych mejli z najróżniejszymi zobowiązaniami się pojawiło?
Choć i tak  jest nieźle, bo zaczynam wstawać bez kurwy na ustach. Zrobiłam sobie nawet postanowienie noworoczne, że będę podchodzić do świata z lepszym nastawieniem, a to już coś. Oczywiście oprócz tego jest jeszcze 12 innych, do których będę dążyć. Ku mojemu zaskoczeniu nie są to wielkie rzeczy, a raczej te małe przyjemności. O czymś to świadczy.
Strasznie żałuję, że nie znalazłam postanowień z ubiegłego roku, mogłabym zrobić sobie rachunek sumienia. Zaplanowałam sobie ambitnie, że zrobię takie multimedialne podsumowanie. Ukoronowanie cholernie ciężkich dwunastu miesięcy.

Moim pierwszym celem jest zdobycie kalendarza, niestety nie zdążyłam zakupić jeszcze. Bez niego czuję się bezbronna jak żółw bez swojej skorupy. To na prawdę straszne uczucie. Nie jestem w stanie się zorganizować. Nic zaplanować, telefony, spotkania, prace zaliczeniowe kołatają się w głowie jak kości do gry rzucone na stół.
Zresztą moją wielką pasją jest robienie notatek na marginesach, chusteczkach, stronach gazet czy właśnie na kartkach kalendarza. Nawet zapragnęłam posiadać kalendarz, który sama ozdobię grafikami, cytatami wielkich ludzi, mądrościami życiowymi i spostrzeżeniami. Chciałabym później podarować taki zapisany mną kalendarz mojemu dziecku. jeśli takowe w ogóle będzie. by mogło poczuć koloryt mojej młodości. To będzie coś. 🙂

***

Jako, że ostatnio przysiadłam do pracy licencjackiej, moja uwaga zwróciła się ku książkom o tematyce dziennikarskiej. I tak oto wpadło mi istne cudeńko w ręce- Antologia wywiadów prasowych wszech czasów (wybór i opracowanie Christopher Silvester). Postanowiłam, że z każdego wywiadu będę wypisywać tu najciekawsze myśli, uwagi. Jak się okazuje niektóre z nich, pomimo upływu wiele lat, są niezwykle aktualne.

Sama książka zaczyna się od perełki, która w moim odbiorze była jak sam Graal. Według znawców przedmiotu pierwszy wywiad przeprowadził i opublikował w 1859 roku, w  „New York Tribune” Horace Greeley, którego rozmówcą był przywódca Kościoła mormonów, Brigham Young. Wywiad nie jest specjalnie wywrotowy, ale świadomość, że to pierwszy „prawdziwy” wywiad, nadaje mu niesamowitego kolorytu. Przynajmniej dla mnie 🙂

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko w pełni zmartwychwstać i podzielić się z Wami swym odkryciem. Zatem do zobaczenia! 🙂

W ubiegły weekend miałam okazję powiększyć swoją wiedzę medialną. Piszę medialną bo mam na myśli dziennikarskie i PRowskie podejście do  tematu. Z tego miejsca chciałabym gorąco podziękować Markowi Witkowskiemu za ponad dwugodzinne zajęcia z PR dla organizacji studenckich. To były najlepiej wykorzystane dwie godzinny od dłuższego czasu, dlatego nie zawaham się polecić CCUSA, w które jest zaangażowany Marek – na terenie Gdańska. Więcej info w odnośniku. 🙂

Chciałabym się dziś podzielić wiedzą jaką udało mi się uzyskać na warsztatach- by żyło nam się lepiej! 😉 

W ramach PR organizacji/inicjatyw studenckich postaram  się pokazać jak powinno pisać e-maile do uczelnianych jednostek, studenckich mediów, itp. 😉 Na niektóre elementy naniosłam własne doświadczenia.

TYTUŁ MAILA

Jest krótki, rzeczowy i powinien zawierać słowa-klucze np. STUDENT, PRAKTYKI, WYJAZD, ABSOLWENCI. Wszystko to co przykuje wzrok pani z dziekanatu. Istotne jest dodanie w temacie daty. Pozwala ona wizualizować  i zaplanować wstępnie sobie naszą inicjatywę.

TREŚĆ MAILA

Zasadnicze jest już rozpoczęcie. Nie witamy się! Mówimy/ piszemy dzień dobry. Pierwsza forma jest poufała i może zostać źle odebrana. 😉
Opisując naszą inicjatywę odpowiadamy na 5W czyli what,where,when,why,what+ how. Według mnie najlepszą kolejnością odpowiedzi jest: co/kto/dla kogo/kiedy/gdzie/po co.
Następnie piszemy instrukcję obsługi czyli co ma odbiorca zrobić z naszym przekazem i warto to zrobić nawet łopatologicznie, ostatnio w administracji uczelni spotkałam panią, która nie wiedziała jak w Wordzie stworzyć drugą stronę dokumentu. Przykład:

W załączniku jest notka prasowa. Należy ją zamieścić na stronie jednostki (np. Instytutu Politologii). 

 Nam się wydaje to oczywiste, niestety nie zawsze to jest dla naszych odbiorców. 😉

Podajemy namiary na koordynatora projektu, odpowiedzialnego za kontakt. Jeśli coś nie będzie się zgadzało a odbiorcy będzie zależeć- odezwie się.

Stopka, warto ją mieć. Serio serio 😉 Jeśli nie, podpisujemy się pod mailem i ewentualną funkcją. Niech wiedzą z kim piszą, a co! 😉

PLIKI WIDEO

Te w fajnej jakości zazwyczaj są ciężkie. Mogą się długo ściągać i zniechęcić odbiorcę do czekania. Jeśli zależy nam na filmiku linkujemy go a najlepiej jak podajemy go w kodzie html (czy jakoś tak 😉 )  Na YT kod znajdujemy w Udostępnij >>Umieść. Dla bardziej biegłych, w nagłych przypadkach, kod może okazać się zbawienny.

ZAŁĄCZNIKI

Pierwsza zasada- im mniej, tym lepiej. Jeśli jest ich trochę, lepiej na koniec maila dodać link np. do Dropboxa czy Google Drive.

Na warsztatach padło stwierdzenie „stare baby olewają ZIPy i RARy”. Coś w tym jest. 😉 Wniosek stąd taki, że dla nich nie pakujemy plików.

Niektóre dokumenty warto przesłać w PDFie. To na prawdę ratuje tyłki!
Jeśli chodzi o notki prasowe w załącznikach warto pisać je w notatki lub Wordpadzie. Te rozszerzenia zawsze się otwierają i nie będzie krzaczków. 😉 Dla mediów ważne są cytaty i wypowiedzi specjalistów ( z imienia, nazwiska i funkcji).

Obrazki trafiają w jpg’u lub png’u. Inne rozszerzenia mogą przestraszyć pracowników administracji 😉 No.. chyba, że inaczej umawialiśmy się, wtedy nadsyłamy w najlepszej jakości jaka jest a najlepiej w formie grafiki wektorowej. Najlepiej sprawdza się  to na logotypach.

Jeśli info ma trafić do mediów, to warto dorzucić jakiś gratis. Do radia warto podesłać nagraną zapowiedź w odpowiedniej długości w formacie MP3.

Tyle mojego wymądrzania. 😉 Jeśli komuś coś pomogło, to bardzo mnie to cieszy. Warto było tłuc się do Gdańska. 😉

Aa… poprawnie napisany e-mail to dopiero początek zabawy. 😉

Podziękowania dla Marka Witkowskiego.

Tajemnicą niezgłębioną jest zachowanie niektórych ludzi w akademiku. Niestety nie jestem tego wytłumaczyć  Jedni po prostu potrafią mieszkać, a inni niestety nie. Kmicica darzę prawie 3-letnią miłością i na jakimś stopniu jest ona odwzajemniona. Są jednak takie momenty, kiedy człowieka zalewa krew, tak, że najgorsza menstruacja to przy tym pryszcz.

I. Jak, kurczaczki na wacie, można myć naczynia w umywalkach w łazience? Sama, kurde, opłukuję kubki po herbacie czy kawie (bez fusów) tam, ale nie myjemy tak kurczakowych cycków, nie myjemy garnki po makaronach itp. Jak widzę takie rzeczy, to wyglądam gorzej niż ten mem.

No i jak tu się zachować, pioruny się cisną a trzeba to na spokojnie zrobić, by żyło się lepiej, jak to mawiało się dawnymi czasy w polityce.

II. Po drugie, kurczaczki na wacie, akademik akademikiem, ale szanujemy ciszę nocną. To niby takie proste, że jak robisz imprezę, to wcześniej o tym informujesz sąsiadów. Niech sobie nie strzępią nerwów niepotrzebnie. A jak robisz sobie karaoke mając talent Mandaryny, to w okolicach północy wypadałoby ściszyć jadaczkę. Nie każdy musi cierpieć, a niektórzy, wyobraźcie to sobie, chodzą na poranne – nieobowiązkowe- wykłady. Taaak, są tacy! Nie wszyscy chodzą spać o 4.00 i wstają o 11.00.

III. Po trzecie, kurczaczki na wacie, co to za jakaś mania zostawiania puszek po piwskach, śmieci, opakowań w windach. Wypiłeś, wyrzuć do kosza, który zazwyczaj znajdziesz na końcu korytarza lub w kuchni, na każdym piętrze. Na każdym! Nawet jak już nie jesteś w stanie czołgać się, to włóż te pieprzone śmieci do kieszeni i zabieraj je ze swoją nieokrzesaną dupą.

Zirytowałam się…

IV. Albo windy. To jest dopiero masakra. Jak już jest cud i wszystkie trzy działają, to „zawołaj” tę, która jest najbliżej Twojego piętra. Kierwa, jakie to oczywiste. Kilka sekund zmagań

matematycznych i już wiesz, która bramkę należy wybrać. Cierpliwości studencie, cierpliwości. Jak przez 3 sekundy nie reaguje nie musisz od razu wciskać kolejne dwie windy. Cierpliwości. Przez takie własnie rozpasane zachowanie innych, Ty musisz czekać. I na odwrót.

V. Kuchnie to odwieczne forum studentów. To tu bije życie piętra, to tu kończy/ zaczyna się nie jedna impreza. To tu czasem odgrywają się sceny dramatu. Jak można komuś ukraść garnek?? Jak można podpierdzielić przyprawy, olej czy makaron. Jakie najnikczemniejsze pobudki kierują potworami, które tak robią! Mama nie uczyła, że nie bierze się cudzych rzeczy?! Jeśli ktoś chce oddać sprzęt kuchenny to zazwyczaj zostawia przy nim kartkę „Weź mnie/ zaopiekuj się mną/ chętnie oddam w dobre ręce/ itp.” . Jeśli takiej kartki nie ma i ten garnek nie wygląda na porzuconego, to go po prostu nie ruszaj.

Mam nadzieję, że ten manual do czegoś się przydał. Jak go wydrukujecie i powiesicie na piętrze, czy na tablicy ogłoszeń to będzie turbosympatycznie. Jeśli macie jakieś pomysły do niego, piszcie w komentarzach. 😉

Nic nie jest takie jak w filmie. Można upodabniać okoliczności, można wmawiać, że to kwestia poczucia humoru. Nic jednak nie jest takie jak w filmie. Ani życie, ani miłość, ani kobiety czy mężczyźni. I nieświadomie nabieramy się na tę iluzję bez względu na wiek czy doświadczenie.

Tancerze w filmie Magic Mike byli jacyś magicznie magnetycznie pociągający. Całość okraszona dowcipem i nienarzucającą się seksualnością.
Całkiem inaczej było podczas piątkowego pokazu Mistrzów Polski tzw. Chippendales. To była idealna okazja, by sprawdzić jak wygląda To w rzeczywistości. Wyszło, jak zwykle, na minus.

Ku mojemu zdziwieniu wcale nie jestem taka wyzwolona jak dotąd myślałam. Rumieniłam się, czułam zawstydzona, zażenowana i zniesmaczona tym co dzieje się na scenie, bo o tym co było pod, to można napisać rozwlekły esej.

Przyznam, że wprost proporcjonalnie do ilości zrzucanych przez tancerzy ubrań, rosła w moich oczach przepaść między mężczyzną a facetem. Czuło się upływ męskości ze sceny.
Ktoś spyta, czego się spodziewałam w końcu to pokaz striptizu/tańca erotycznego? No cóż, może fajnej erotyki, magnetyzmu, interesującej i niezobowiązującej rozrywki?

Niestety, zamiast tego dostałam facetów obnażajacych swoje pośladki lub pozostających jedynie w skarpetkach i amerykańską flagą kryjącą krocze. FAcetów w stringach, zrywających z siebie ubrania jakby ich parzyły. Facetów, którzy wciagali na scenę z publicznośći pijane asystentki, eksplorujące ich skąpe majtki, klepiące po pośladkach, obłapiające i rozkładające przed nimi nogi. Mało brakowało bym została świadkiem orgii. Ubolewam nad sobą i zmagam się z pewnym rozczarowaniem. Czułam się, jakbym podglądała zwierzęta podczas kopulacji. Ciężkie, prymitywne, zwierzęce i pornograficzne igrzyska seksu.

Wniosek stąd taki, że fajna erotyka to ta w łóżku, magnetyzm to z osobą od której nie możesz oderwać oczu ( a nie od jej krocza), interesująca rozrywka to ta, w której chętnie i bez cienia zażenowania czy wstydu bierzemy udział.

Pieniądze i czas niby stracone, niby nie. Przynajmniej wiem czego już nie chcę. No i pozwala docenić to co się ma. 😉

Mikro-Makro- Trudne sprawy

Czeka mnie wymiana dowodu osobistego. Postanowiłam zaraz po przyjeździe do domu zrobić zdjęcie i złożyć dokument. Dlaczego mi się to nie udało, choć misja nie jest „specjalna”?
1. Jak się okazuje Urząd Stanu Cywilnego w Brzegu działa od 8.00 do 12.00, bo brakuje pieniędzy na jego utrzymanie. To jakaś paranoja, przynajmniej w moim mniemaniu. Co jak co, ale USC powinien funkcjonować dłużej, albo w późniejszych godzinach, tym bardziej, że większość dokumentów należy składać osobiście, . Jestem przekonana, że są takie komórki, które można finansowo pociąć i przekazać fundusze na rzecz USC. Ręce opadają.
Na nic moje dzisiejsze porywy, bo zjawiłam się pół godziny po czasie. Oczywiście potrzebne druki nie były również dostępne na stoliku obok USC, co do tej pory było standardem. Z pustymi rękami wróciłam z Urzędu Miasta.
2. No to może zdjęcie zrobię, będzie do dowodu i prawa jazdy- pomyślałam. Powszechnie wiadomo, że standardowa kobieta zanim pójdzie do fotografa, zaliczy jeszcze wizytę u fryzjera- zdjęcie przecież musi być nieskazitelne  😉 Szybko jednak odpuściłam ten pomysł. We wszystkich salonach kolejki. Panie robią trwałą, czeszą, ścinają, farbują itd. itd. W końcu jutro trzeba pokazać się na cmentarzu. Na potwierdzenie słowa pewnego pana, podsłuchane przy kasie – Kruca, musze jeszcze łeb opitolić, bo mnie stara do domu nie wpuści. Idziemy do Ryśka na grób i mi powie przy ludziach, że wyglądam jak małpa. Tak na marginesie, ogromnie rozbawiło mnie to „kruca”. 😉
O tym co będzie się działo jutro, pisać nie będę, nie ma sensu.
Znalazłam jednak świetny obrazek. I to wystarczy.

Tak długo się tu nie pojawiałam, że mam aż wyrzuty sumienia. Choćbym sobie to tłumaczyła najlepiej jak potrafię, to winę za to ponosi totalny brak organizacji czasu wolnego. Przepada on gdzieś pomiędzy snem, jedzeniem a przeglądaniem niewzmagającego Kwejka.pl.

Książki:

POKALANIE – PIOTR CZERWIŃSKI

Minęło grubo ponad ćwierć wieku, a ja żyję w okruchach czasu na wielkiej szufli. Zamiatam na nią coraz wiecej szkła i paprochów, śmieci, biletów, barowych rachunków, wydruków z bankomatu, opakowań po kondomach i papierków do żucia. (…) Tacy jak ja są na indeksie. Nie noszą lajfstajlowych ciuchów, więc cerberzy w modnych klubach nie chcą ich wpuścić. Tacy jak ja mają szafy z ubraniami sprzed dziesięciu lat; wkrótce będą one szafami z ubraniami liczącymi lat dwadzieścia.(…)Mamy do wyboru: kapcie i telewizor albo ostateczną degrengoladę. W świecie, w którym eros zastąpił etos, a money zastąpiło honey, nie ma już dla nas miejsca

Piotr Czerwiński tworzy autobiografię niepokorną. Jest ostra, pełna ciętego, czasem sztucznego języka. Pełna kolorów. Z krwi i kości. Nie cacka się z przyzwoitością, delikatnością. Kocha niewłaściwe kobiety, pije bez umiaru, zarabia jako dziennikarz i szarpie się z przeszłością. Wspomina fascynację niepopularnymi wówczas Stones’ami, kolejki po arbuzy w osiedlowym sklepie, studia filozofii, obalanie taniego sikacza w miejscach publicznych. Pisze o Warszawie, której już nie ma. O innym Jarocinie.

Pełno tu dwuznaczności, temperamentu, niewybrednego słowa, dosadnego dowcipu i tej siermiężności lat 70-90. „Pokalanie” Czerwińskiego się połyka jak gorzką pigułkę. Jednak wśród goryczy znajdziemy drobinki cukru. 

Miała wszystko czego dusza zapragnie. Z wyjątkiem duszy.

SUPER SMUTNA I PRAWDZIWA HISTORIA MIŁOSNA – GARY SHTEYGART

Od radu mówię, że dopiero zaczęłam, ale już teraz mogę powiedzieć, że jestem zachwycona światem przedstawionym. Główny bohater to wyalienowany 40-latek sprzedającym życie wieczne. Żyje w świecie otaczającym kultem młodość, urodę i sukces. Jeśli nie masz tych trzech wyznaczników, jesteś zerem.

To nowa nowa wersja Romea i Julii, adekwatna do naszych czasów. Co wyniknie z tego wszystkiego? Przyjemne dreszcze na plecach mówią, że będzie się działo. 🙂 Więcej powiem następnym razem.

zaglądnij tutaj

Radio:

Wszystko ma swój koniec. Zakończyła się zatem moja praca w newsroomie Radia Sygnały. Nie było to do pogodzenia z resztą obowiązków. Trochę mi tego brakuje, ale już znalazłam sobie nowe miejsce do pracy newsroomowej. Ale o tym za chwilę. Szczęści mi jednak dopisuje bo dostałam czas antenowy i co środę mogę pogadać sobie do słuchaczy, ba! Wejść w niesamowitą interakcję z nimi. Wystartowałam z audycją Masz Wiadomość, która jest dla mnie ogromnym wyzwaniem.

Przez cały tydzień można wysyłać na adres: rsmagdakurowska@gmail.com wszystko co chcecie by pojawiło się na antenie. Pozdrowienia, anegdoty, śmieszne/miłe lub też nie historie, wspomnienia, przeprosiny, zaproszenia, wyznania, wszystkie żale i troski, porady itp. Zauważyłam, że ma to moc terapeutyczną. Można wyrzucić z siebie „gnijące” odczucia, całkowicie anonimowo (jeśli się chce) i poczuć lepiej. Albo komuś sprawić przyjemność swoja wiadomością. To takie nadzwyczajne. 🙂
Muszę się przyznać  że przy pierwszej audycji ręce i głos drżały mi, jakbym po raz pierwszy była za stołem. Poczułam się jak taki podlotek, jak wtedy, gdy trzy lata temu  Szymon Wolf po raz pierwszy wpuścił mnie na antenę. To było przerażająco-ekscytujące. Chyba czegoś takiego mi brakowało od dawna. Ten niepokojąco-przyjemny dreszcz. Dla mnie magia. Mam nadzieję, że słuchacze byli również zadowoleni. No i oczywiście czekam na Wasze wiadomości. Odwagi moi drodzy! 🙂

każda środa

godzina 22.00

słuchacie na www.radiosygnaly.pl

piszecie na rsmagdakurowska@gmail.com

Telewizja

Taaak, pracuję w studenckiej telewizji. Nadarzyła się taka okazja, by spróbować swoich sił w tym medium. Co prawda zajmuję się tam głównie sprawami organizacyjnymi, bo taka też jest dola zastępcy redaktora naczelnego, ale to fajna praca. Ogromnie korzystam z doświadczenia wyniesionego z Forum Studenckiego Ruchu Naukowego (któremu nadal przewodniczę 😉 ). Na szczęście mam także pole do popisu przy newsroomie i wykazuję się jako wydawca. Przyznam, że jedynym elementem wspólnym pracy nad serwisem w radiu i telewizji jest po prostu efekt końcowy- serwis. Cała praca wygląda całkowicie inaczej. Dlatego dziś spędziłam około 6 godzin na produkcji, przy czym nie tknęłam nawet montażu. To ogromne wyzwanie, ale mam nadzieję, że wspólnymi siłami się udało. 🙂 Wszyscy się w końcu uczymy. 🙂
Gdybyście chcieli pooglądać efekty pracy moich koleżanek i kolegów, zapraszam gorąco na stronę www.100.uni.opole.pl . Zachęcam równie gorąco do komentowania materiałów! 🙂

 

Mam dla Was kolejne nowiny, ale pozwolę sobie pozwlekać jeszcze chwilę. Słowo daję- warto poczekać. Przyłożę się do wpisu całym sercem! 🙂 Na zachętę dodam tylko: Po co kobiecie sprzęgło? 😉 Miłego weekendu Kochani! 🙂